Lekarze odsyłali umierające dziecko. Koniec procesu apelacyjnego.

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku zakończył się w czwartek (17.01) proces apelacyjny dwojga lekarzy oskarżonych o nieumyślne narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Sąd I instancji warunkowo umorzył postępowanie karne. Z  tym wyrokiem nie zgadza się zarówno prokurator, jak i obrońcy oskarżonych lekarzy.

Dramatyczna historia trzynastomiesięcznego Bolka chorego na białaczkę, która pokazała jak działa system opieki zdrowotnej rozegrała się sześć lat temu. Dopiero po trzykrotnym, dzień po dniu, zgłaszaniu się na izbę przyjęć lekarze przyjęli do szpitala chorego na białaczkę rocznego chłopca.  Bolko uskarżał się rodzicom na bolącą rączkę. Trzeciego dnia dziecko było już w bardzo złym stanie, trafiło na oddział intensywnej terapii. Po miesiącu  chłopiec zmarł.

Lekarze nie mają sobie nic do zarzucenia. Twierdzą, że choroba, na którą zapadł roczny Bolko, czyli ostra białaczka szpikowa może mieć przebieg bezobjawowy, aż do utraty przytomności. Podtrzymują swoje decyzje o nieprzyjmowaniu chłopca do szpitala. Według nich podczas dwóch pierwszych wizyt na izbie przyjęć stan dziecka był dobry. 

,,Nie zawsze opóźnienie diagnostyczne (…) prowadzi do narażenia na niebezpieczeństwo (…) Nie każde zaniechanie, nie każda nieprawidłowość, nie każde działanie nosi w sobie skutek. I tak jest w  sprawie przedmiotowej – mówiła dziś w sądzie mec. Urszula Dubieniecka-Kiszło. Dodała przy tym, że choroba chłopca miała „niecharakterystyczne” objawy i „piorunujący” przebieg.

,, Może trudno jest to zrozumieć rodzinie zmarłego dziecka, ale „odpowiedzialności za taki, a nie inny skutek, nie ponoszą w tej sprawie lekarze. – Ponosi podstępna choroba, która doprowadziła do śmierci.” – dodała Dubieniecka-Kiszło.

Sąd pierwszej instancji warunkowo umorzył postępowanie. Uznał, że były błędy w działaniu lekarzy, nie ma jednak związku między ich zachowaniem a śmiercią dziecka.

,,Rodzice chłopca „rozpaczliwie” szukali pomocy, ale w pełnym zakresie jej nie otrzymali, do tego dwa razy „odbili się” od drzwi szpitala. – Roczne dziecko nie jest w stanie wyartykułować, co je boli, nie jest w stanie powiedzieć, w jaki sposób cierpi (…). Lekarz jest gwarantem nienastąpienia skutku, jeżeli sprawuje nad małym pacjentem pieczę” – mówił w mowie końcowej Prok. Jarosław Wierzba z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.

Dodał też, że dziecko nie dostało przez dwa dni właściwej pomocy medycznej i „niewyobrażalnie” cierpiało. – Rodzice zrobili to, co do nich należało. Poszli po pomoc do lekarzy. To lekarze nie udzielili pomocy, chociaż mogli to zrobić – mówił prok. Wierzba, argumentując, że sąd I instancji niedostatecznie uwzględnił m.in. stopień społecznej szkodliwości czynów zarzuconych oskarżonym.

 

Sprawę nagłośnili w mediach rodzice chłopca, zarzucając lekarzom brak właściwej diagnozy i to oni zawiadomili prokuraturę, gdy ich syn był już w stanie krytycznym. Śledztwo trwało wiele miesięcy, zarzuty usłyszało dwoje lekarzy ze szpitalnego oddziału ratunkowego. Proces przed sądem pierwszej instancji trwał niemal 3,5 roku.

Zobacz: Pies ciągnięty za samochodem. Umorzenie dochodzenia.

Zobacz też: 8 miesięcy więzienia za zagłodzenie krów.

Wyrok odwoławczy – 31 stycznia.

Red. OKO

PAP

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy