„Myślałam, że każdy umie tkać i każdy to robi”

„Tkała moja babcia, moja mama tkała od zawsze, więc myślałam, że każdy umie tkać i każdy to robi” – opowiada z uśmiechem Irena Ignaciuk z Lewkowa Starego. Jest ostatnią tkaczką na terenie gminy Narewka, która kultywuje typową dla tego region dekoracyjną technikę tkacką, jaką są tzw. perebory. Bo musi być ktoś, kto będzie ostoją tradycji. I właśnie dzięki takim osobom, jak pani Irena, czas krosien pozostawionych w stodole czy na strychu, zaniedbanych i przykrytych grubą warstwą kurzu, na szczęście powoli mija.

Kiedyś wszyscy tkali, w każdym domu było krosno i każda panna powinna coś sobie utkać

Zaradna gospodyni musiała zadbać o swoją rodzinę i zaopatrzyć ją we wszystko to, co do codziennego życia niezbędne – worki i chodniki, obrusy, pościel, bieliznę i ubrania, a nawet derki dla koni. Zadziwiające, że nasze babcie i prababcie potrafiły to wszystko „wyprodukować” w zaciszu własnego domu. Same uprawiały len i konopie, ale cennego surowca dostarczała także hodowla owiec.

A przy pomocy wrzeciona i kołowrotka powstawały nici

Ta droga jednak nie była wcale prosta. By powstała nić, wszyscy członkowie rodziny musieli pracować przez cały rok. Najpierw trzeba było len i konopie zasiać, latem – pielęgnować, a jesienią – zerwać. Żeby pozyskać włókno należało rośliny wysuszyć, połamać, wyczesać i wybielić. Dopiero potem można było uprząść nici. A żeby je uszlachetnić, nadawano im barwy, wykorzystując do tego naturalne barwniki roślinne i mineralne. Tak przygotowane przez prządki nici, tkaczki wykorzystywały w swoich domowych warsztatach. Zmieniały się sploty tkanin – od zwykłego płóciennego przeszły na cztery nicielnice, później sześć, osiem i więcej. Początkowo prymitywne ramy też się zmieniły – od krosien pionowych do praktycznych poziomych.

I teraz i wtedy trzeba było myśleć!

Tkactwo to nie tylko sprawne dłonie, cierpliwość i pomysłowość, ale również matematyka! Zanim twórczyni przystąpi do pracy, musi policzyć, ile nitek jej potrzeba – nie tylko po to, żeby nie zabrakło, ale też po to, by nie nawlekać zbędnych i żeby nic się nie zmarnowało.

„Teraz więcej ludzie umie pisać i liczyć. Takie błędy, że na przykład narzuta wychodzi za krótka, raczej się nie zdarzają. Nawet za pomocą telefonu możemy wyliczyć ile nitek osnowy potrzebujemy. Kiedyś było więcej błędów niż teraz, ale i teraz i wtedy trzeba było myśleć. Ktoś, kto wykonywał narzutę, na którą sam wyhodował len i sam zrobił nitkę, to na pewno zastanowił się kilka razy, jaką długość osnowy przygotować. A kto skorzystał z nici przygotowanych przez babcię czy prababcię, niekoniecznie zastanawiał się, czy ich wystarczy, albo ile trzeba będzie wyrzucić” – podkreśla Irena Ignaciuk.

Jaki ładny kwiatek!

Technika wybierana, czyli perebory, wymagała współpracy dwóch tkaczek. I być może dlatego, kiedy produkcje przemysłowe weszły do powszechnego użytku, to właśnie te tkaniny jako pierwsze odeszły w zapomnienie.

„Ktoś musi podyktować wzór, podawać deseczki, stawiać, kłaść, przesuwać. Druga osoba była bardzo potrzebna i może dlatego ta technika zanikła najszybciej, ale jednocześnie była ona oznaką pewnego rodzaju zamożności, była symbolem czegoś, co przekazywało się z pokolenia na pokolenie” – tłumaczy twórczyni.

I chociaż nieubłaganie nadszedł czas, kiedy to sprawne ręce tkaczek zastąpiły potężne warsztaty tkackie naszpikowane elektroniką, to kunszt twórczyń z gminy Narewka, przekazywany z pokolenia na pokolenie, z matki na córkę, nie odszedł całkowicie w zapomnienie. Jeszcze do niedawna na tych terenach perebory tworzyło kilka wspaniałych tkaczek. Dziś robi je tylko pani Irena Ignaciuk.

Tkaczka z Lewkowa Starego uważa, że zawsze jest szansa, by ta stara tradycja przetrwała.

Dlatego, że to jest  bardzo wdzięczna praca. To jest coś, na co można patrzeć z różnych stron, oglądać. Ile pracy człowiek wkłada w tę tkaninę, ile razy spogląda i zastanawia się, czy to jest ładne. To coś, co inspiruje i co najważniejsze, daje zadowolenie. Bo jak się coś zrobi  i podziwia, jaki ładny kwiatek udało się wytkać, to jest bardzo duża satysfakcja” – zapewnia pani Irena.

A wytkać można prawie wszystko

Krosna to odskocznia od rzeczywistości. Siadając przy nich można się odstresować i zapomnieć o problemach dnia codziennego. I pomarzyć o tym, co chciałoby się wytkać…

„ I jak już się wymyśli, to można swoimi palcami, swoją dłonią wybrać wzór, o którym myślimy. I to jest najważniejsze. Tam nie ma nic zakodowanego w nicielnicach, bo w nich mam właściwie same płótno. Wzór wybieramy sami i sami  decydujemy, co chcemy stworzyć” – opowiada pani Irena.

A wytkać można prawie wszystko – kwiatek, napis,  datę, życzenia, sentencję, ale też geometryczne wzory. Możliwości jest wiele.

„Na pewno dużo jest elementów przyrody – liście, bratki, które najbardziej kojarzone są z naszymi stronami, bo na podlaskich piaskach rosły dzikie bratki polne i dlatego też często pojawiały się one na tkaninach naszych babć. Częstym elementem są też winogrona, który być może miały oznaczać bogactwo, może szczęście, bo to jest taka szlachetniejsza roślina.”

Na podlaskich pereborach często „gościły” też pawie.

„Trudno mówić, że jest to związane z ludowym tkactwem, ale tendencja do tego, żeby się wzbogacić, żeby zobaczyć coś pięknego. Niektórzy uważają, że to nie jest wzór ludowy, ale jednak tkany był przez ludowych rzemieślników. To były ich dążenia, ich marzenia, bo chociaż nie mieli tego pawia w domu, to bardzo chcieli go mieć.”

Teraz masz dyplom, masz mieszkanie, to nie musisz tkać

Sprowadzają krosna z zagranicy, angażują do ich wykonania miejscowych stolarzy, na własną rękę poszukują nauczycieli tej ginącej techniki. Młode pokolenie tkaczek. Z wielkim zapałem zgłębia tajniki tej niezwykłej i niestety rzadkiej już umiejętności tkania. Grupa osób pragnących poznać te stare techniki nieustannie się powiększa. I mimo, że najczęściej tradycje tkackie zostawały w rodzinie, to nie brakuje także osób, które nigdy dotąd nie miały z krosnem do czynienia.

„Do tej pory nie wiedziałam w ogóle na czym to polega, ale jestem bardzo zadowolona, że spróbowałam, bo otworzyły się przede mną nowe możliwości. Uruchomiła się wyobraźnia. Pracy przy tym jest dużo. Przede wszystkim trzeba to zrozumieć. A jest to trudne, tym bardziej w moim przypadku, kiedy nie miało się za dużo z tym styczności. Ja do końca nie wiedziałam nawet, jak wyglądają krosna. Ale myślę, że będzie to fajna droga dla mnie. To jest dopiero start” – powiedziała Renata Pietrzak, uczestniczka warsztatów tkackich zorganizowanych w Lewkowie Starym przez Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury w Białymstoku w ramach projektu „Tkactwo inspiruje”.

„Wcześniej robiłam małe tkaniny na ramkach, nie na krosnach. Do tego, żeby spróbować na krosnach zachęciła mnie koleżanka.  Myślałam, że nigdy nie zrozumiem, jak się pracuje na krosnach, ale udało się. To jest taka praca, która wciąga. Kiedy człowiek zrozumie, jak działają krosna, to nie jest już takie trudne” – chwaliła Bożena Koloszewska, kolejna z uczennic.

I właśnie z takich potrzeb – nie tylko kontynuacji dawnych rodzinnych tradycji – zrodził się pomysł na warsztaty tkackie, które z biegiem lat zyskują coraz większą rzeszę zwolenników. Pani Irena Ignaciuk, która z wielkim zaangażowaniem przekazuje wiedzę o tkaczach, tkaniu i tkaninach z okolic Narewki. Podkreśla również, że szczególnie wśród młodego pokolenia zauważa chęć powrotu do tego, co naturalne.

„Młodzież chyba bardziej interesuje się obecnie tym powrotem do natury aniżeli moje pokolenie, kiedy byłam młoda. Bardzo dużo jest młodych ludzi, którzy chcą wykonać sami kawałek tkaniny, z której potem robią torebkę, kosmetyczkę, czy większe formy, jak ubrania” – wylicza.

Tkaczki – zarówno te uznane, jak i początkujące, łączy niesamowita więź, otwartość i szacunek względem swojej pracy. Poznają się na różnego rodzaju warsztatach, wystawach, jarmarkach, ale też rozmawiają na forach internetowych.

Wartość podlaskiego rękodzieła doceniana jest nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Pani Irena swoje prace sprzedaje do Anglii, Niemiec, Francji, Belgii, a nawet Japonii.

Często kiedy ktoś wyjeżdża, poszukuje prac rękodzielniczych, żeby zawieźć w prezencie dla rodziny. Bo to, co robione ręcznie, z sercem, ma szczególną wartość” – puentuje tkaczka.

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy