Kiedy zaczynają swoje pierwsze loty, dzieją się tu zabawne rzeczy. Potrafią np. nagle stwierdzić, czy da się latać bez skrzydeł, są dziwne fikołki, lądują u mnie na podwórku, na dachach. Raz trafiły pomiędzy szczeble sztachet, zahaczyły o linię energetyczną – relacjonuje pan Robert.
– Przyjdzie w końcu moment, kiedy rodzice przestaną im donosić jedzenie i będą musiały same o nie zawalczyć. Wtedy będzie większa presja, żeby zacząć samodzielnie latać – dodaje.
Red. Marta Śliwińska
Fot. Podlaskie24.pl