Kazimiera. Pisankarka z muralu

Uczyła pisać pisanki polityków, artystów, muzyków i aktorów. Jej dzieła etnografowie nazywają czarnymi perłami Podlasia. Kazimiera Wnukowska – pisankarka, która choć już nieżyjąca, od kilku miesięcy spogląda na przechodniów z muralu, który powstał na jednej ze ścian Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lipsku. I przypomina, że warto kultywować lokalną tradycję.

Lipsk jest swoistym zagłębiem pisankarskim, gdzie tradycje sięgające XIX wieku nadal są kultywowane. To tu działa Muzeum Lipskiej Pisanki i Tradycji. Kazimiera Wnukowska – pisankarka namalowana na muralu jest symbolem nie tylko tego ośrodka, ale przede wszystkim tradycji, która przetrwała wieki dzięki silnemu przywiązaniu do przeszłości.

Mama właściwie przez całe swoje życie zajmowała się pisankami. Wokół pisanek i twórczości ludowej w dużym stopniu koncentrowało się jej życie. To zajęcie wymagało od niej sporego wysiłku. Pracowała w gospodarstwie, więc miała liczne obowiązki. Do tego wcześnie owdowiała. Mimo wszystko, znajdowała czas na pisanki, a to świadczy o tym, że kochała to robić. Często po prostu wykonywała je w nocy. I to było doceniane. Była zapraszana na liczne warsztaty, kiermasze. Była też związana z licznymi ośrodkami kultury, m. in. z Muzeum Etnograficznym w Toruniu i Muzeum Etnograficznym w Warszawie – mówi Małgorzata Rusiecka, córka Kazimiery Wnukowkiej.

Tradycja lipskiej pisanki przetrwała dzięki przekazywaniu jej z pokolenia na pokolenie.

Kochała tradycję i bardzo dbała o to, żeby ta tradycja nie zaginęła. Pisania pisanek nauczyła swoje dzieci, wnuki i prawnuki. Miała pięcioro dzieci. Troje z nas – brat Janusz, siostra Barbara oraz ja jesteśmy już samodzielnymi twórcami ludowymi. Podobnie moja siostrzenica, Magdalena Rutowska. To wszystko dzięki mamie – podkreśla córka pisankarki.

Babcia była bardzo ciepłą osobą, serdeczną wobec wszystkich, rozmowną. Patriotką, osobą, która chciała kultywować tradycje swojej rodziny i przekazywać ja kolejnym pokoleniom – dzieciom i wnukom, którzy zajmują się pisaniem pisanek lipskich metodą tradycyjną. Czuję niezwykła dumę z tego, kim była moja babcia, z tego, jak podchodziła do życia. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się smuciła. Nawet w trudnych czasach starała się radośnie podchodzić do życia. Przeszła wiele, była świadkiem Obławy augustowskiej. Zaszczepiła we mnie patriotyzm, miłość do ojczyzny. Cała rodzina była patriotyczna. Cieszyłem się z każdego wyjazdu do babci, z czasu, który mogłem z nią spędzić, z tych jej opowieści. To niezwykle fascynująca osoba. I myślę, że wiele osób stara się ją naśladować – mówi Paweł Wnukowski, wnuczek pani Kazimiery.

Czarne perły Kazimiery

Lipskie pisanki przez etnografów nazywane są „czarnymi perłami”.

Lipskie pisanki to jak najbardziej czarne perły, ale nie tylko, bo mamy również kolorowe. Jednak z tych czarnych pereł słynęła moja mama. Oprócz pisanek barwionych w barwnikach chemicznych, wyróżniała się tym, że do końca pozostała wierna tradycji wykonywania pisanek tradycyjnych. Z jednej strony polegało to na wzornictwie – pierwotnym, wzorach opartych na słoneczkach, półsłoneczkach, dzieraszkach. Nie znajdziemy u niej żadnych modyfikacji, żadnych dodatkowych elementów. Kolejna rzecz to naturalne barwniki. Określenie „czarne perły” wzięło się stąd, że do malowania jajek używano barwnika naturalnego, powstającego najczęściej z wywaru kory olchy lub dębu z dodatkiem opiłków zardzewiałego żelaza. Ta rdza decydowała, o tym, że farba była mocna, czarna. Te pisanki były wykonywane na gotowanych jajkach, na które nanoszono wzory, a później zanurzano w tym mocnym wywarze, po czym robiono to samo w gorącym wywarze z łusek cebuli. Wtedy wosk schodził z jajka a wzór nabierał złocistej barwy – tłumaczy Małgorzata Rusiecka.

Pani Kazimiera Wnukowska uczyła pisania pisanek nie tylko rodzinę. Lipską technikę zdobienia jajek poznali politycy, artyści, muzycy i aktorzy.

– To był rok 2001. Mama pojechała do Muzeum Etnograficznego w Toruniu, gdzie m.in. prowadzone były warsztaty piasankarskie. Okazało się, że w tym samym czasie, w amfiteatrze Muzeum, spotkanie odbywało dwóch polityków, ówczesnych liderów Platformy Obywatelskiej – Macieja Płażyńskiego oraz Donalda Tuska. Politycy odwiedzili również salę, w której twórcy ludowi prezentowali swoje wytwory. Zajęła się nimi moja mama. Byli bardzo zadowoleni. Zrobili pisanki w kolorze zielonym – mama im doradziła, że to jest kolor nadziei – wspomina córka Kazimiery Wnukowkiej.

W 2001 roku Kazimiera Wnukowska odebrała nadany przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Srebrny Krzyż Zasługi. Kilka lat później, w 2018 roku, jej działalność została uhonorowana Złotym Krzyżem Zasługi.

Mama była osobą, która kierowała się w życiu postawą bycia wdzięczną za wszystko. Zawsze bardzo się cieszyła z nagród, ale też była niezwykle skromna. Miała ogromną pokorę wobec życia. To ją wyróżniało. Zawsze bardzo się cieszyła, kiedy była doceniana, wyróżniana, ale to nigdy nie powodowało, że była zadufana w sobie. Doceniała tez pracę innych. Oprócz tego, że zdobyła wiele różnych nagród, dyplomów i wyróżnień, to na rok przed śmiercią, w październiku 2001 roku otrzymała Złoty Krzyż Zasługi od prezydenta Andrzeja Dudy. Muszę przy tej okazji wspomnieć o bardzo ważnej postaci w naszym życiu, bo gdyby nie ta osoba, do tego wyróżnienia by nie doszło. To pani Ewa Skowysz-Mucha, prezes Stowarzyszenia Lipskiej Pisanki i Tradycji. To ona zadbała o to, żeby nadać mamie to wyróżnienie. Pani Ewie bardzo na tym zależało, bardzo ceniła moją mamę, jak i wszystkich twórców ludowych. Jest wybitną pisankarką, ale też potrafi zauważać innych – nie kryje swojej wdzięczności Małgorzata Rusiecka.

“Pamiętam, więc jestem. Pamiętam, kim jestem”

“Pamiętam, więc jestem. Pamiętam, kim jestem” – tak brzmi nazwa malowidła, które dziś zdobi jedną ze ścian Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lipsku.  Mural wykonał miejscowy artysta, Jacek Marcinkowski.

Można powiedzieć, że Lipsk pisanką stoi. Lipsk jest nazywany krainą pisanki, więc nie mogło się to odbyć bez pisankarki. Postanowiliśmy jej wizerunek zamieścić na ścianie Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lipsku. Pomysł zrealizowaliśmy dzięki dotacji z programu wieloletniego „Niepodległa”. Mural miał przedstawiać pisankarkę ogólnie, ale nasz lokalny artysta – Jacek Marcinkowski, który to malowidło wykonywał, zainspirował się postacią pani Kazimiery Wnukowskiej, naszej najstarszej pisankarki. I właśnie ta pani znalazła się na tym muralu – jako symbol pisanki i pisankarstwa – informuje Izabela Wróbel z Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lipsku.

Być wśród ludzi

A jak na swój wizerunek na muralu zareagowałaby Kazimiera Wnukowska?

Myślę, że by się ucieszyła. Chyba nigdy nie myślałaby o tym w taki sposób, że jest tak ważną osobą, że aż znalazła się na muralu. Myślę, że raczej cieszyłaby się z tego, że jest wśród ludzi. Mama kochała ludzi, lubiła z nimi przebywać, rozmawiać i oni to odwzajemniali. Mam takie poczucie, że nadal wśród nas istnieje, uśmiecha się i pokazuje, że warto pracować, warto kultywować naszą tradycję, że bez tego nic tak naprawdę się nie wydarzy. Jest przedstawiona jak wykonuje pisankę, wiec pewnie by się cieszyła, że może pokazać, że ciężką pracą można do pewnych rzeczy dojść i coś wartościowego dla regionu i kraju zrobić. To jest chyba najważniejsze. Po to jesteśmy – podsumowuje Małgorzata Rusiecka.

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy