Lekarze zwierząt z Podlasia. Michał Geniusz: Żeby kochać zwierzęta, musimy kochać ludzi

Lekarze zwierząt z Podlasia. Michał Geniusz

Żeby być dobrym lekarzem weterynarii trzeba umieć słuchać, trzeba być uważnym obserwatorem i w dużej mierze trzeba być psychologiem, ponieważ praca ze zwierzętami to głównie praca z ich właścicielami – podkreśla lek. wet. Michał Geniusz. Doświadczony i uznany weterynarz w rozmowie z naszą redakcją opowiedział nam m.in. o tym, jak na przestrzeni lat zmieniał się ten
zawód, o jego cieniach i blaskach oraz o tym, co to znaczy kochać zwierzęta i dlaczego tak ważne jest, by spróbować je zrozumieć.

Zacznijmy od początku, czyli dlaczego wybrał Pan zawód weterynarza? Czy to, co dziś Pan robi, to spełnienie Pana marzeń?

Część mojej rodziny pracowała w Służbie Weterynaryjnej, druga część zajmowała się medycyną. Dziadek i ojciec byli lekarzami medycyny, z kolei drugi dziadek i ciocia byli lekarzami weterynarii. Wybierając między jednym a drugim wybrałem zawód lekarza weterynarii, ponieważ od dziecka interesowałem się zwierzętami, lubiłem zwierzęta, przebywałem wśród nich. Siłą rzeczy to przeważyło. 

Zobacz FILM O TYM NA FACEBOOKU : https://business.facebook.com/Podlaskie24/videos/235568355436095/

Wydaje mi się, że w ostatnich latach postrzeganie zwierząt nieco się zmieniło. Psy coraz rzadziej są już przykuwane do budy, a ich jedyną racją bytu nie jest tylko ochrona posesji przed złodziejami. Koty również nie są zwierzętami, które wracają do środka, tylko gdy pada. Ludzie zaczęli traktować swoje zwierzęta jak przyjaciół i przykładają coraz więcej wagi do ich zdrowia i szczęścia, dlatego nie ograniczają już wizyt u specjalisty do absolutnej konieczności, a wręcz przeciwnie – udają się tam regularnie. Czy rzeczywiście tak jest?

Należałoby to podzielić na zwierzęta domowe i gospodarskie. Jeżeli chodzi o zwierzęta gospodarskie -kiedyś w każdej zagrodzie była krówka, konik, świnki, kurki. Dbano o nie, ponieważ te zwierzęta zapewniały byt ludziom je hodującym. Dziś mamy do czynienia z dużymi fermami hodowlanymi, gdzie najważniejsze jest uzyskanie jak najwyższej wydajności w jak najkrótszym czasie, przy jak najmniejszych kosztach. W związku z tym nie ma tam już tak dużego sentymentu do poszczególnych zwierząt. Jeżeli chodzi o zwierzęta domowe, sprawa wygląda inaczej. Jesteśmy coraz bardziej wyedukowani, jest cała masa programów i publikacji mówiących o tym, jak zajmować się zwierzętami, jak się nimi opiekować, jak postępować, jak wychowywać, czym je karmić. Jest też rozwinięty ogromny przemysł z tym związany. Są firmy produkujące karmy, akcesoria, zabawki, szampony itd. Powoduje to że ludzie są coraz bardziej świadomi  i rzeczywiście starają się dbać o swoich podopiecznych.

Właściciele zwierząt są bardziej świadomi?

Są bardziej wyedukowani, mają bardzo dużo pytań. Nie wystarczy powiedzieć, że pies jest chory  i podajemy konkretne leki. Pojawiają się pytania: jaka to choroba, co ją wywołuje, jaki jest mechanizm działania wirusa/bakterii, jakie leki podajemy, jak działają itp. Często ludzie przychodzą do nas z problemami, o których przeczytali artykuł w gazecie, czy też zobaczyli w jakimś programie telewizyjnym. Musimy wówczas tłumaczyć, że hipotetycznie może się to zdarzyć, ale nie dotyczy ich zwierząt. 

A jak to wyglądało na początku pana ścieżki zawodowej?

Pracę zacząłem w latach 80. Wtedy była to Służba Weterynaryjna. Istniały jedynie lecznice państwowe. Zajmowaliśmy się głównie leczeniem zwierząt gospodarskich. Jeździliśmy po wsiach, pomagaliśmy rolnikom.. Kiedy szef mnie o coś prosił, wyrażał to słowami: „Panie doktorze, proszę to zrobić w imieniu Służby” albo: „Dziękuję w imieniu służby”. Z biegiem lat weterynaria sprywatyzowała się, stała się zawodem komercyjnym. Nie ma to już nic wspólnego ze służbą. Oczywiście, nadal pomagamy zwierzętom, nadal staramy się wykonywać pracę jak najlepiej, jednak dochodzi tu marketing, opłacalność, ekonomia i wiele innych rzeczy. Wygląda to więc troszeczkę inaczej niż na samym początku. Mniej w tym romantyzmu a więcej biznesu.

Czym te zmiany skutkują dla zwierząt?

 Dla samych zwierząt  jest to bardziej korzystne. Lekarz weterynarii to człowiek, dla którego najważniejsze jest dobro zwierząt i pomaganie im. Mamy bardzo dobry sprzęt diagnostyczny -RTG,USG,EKG, nowoczesny sprzęt laboratoryjny, dobrze wyposażone sale operacyjne i dostęp do szerokiej gamy leków. Oczywiście rzutuje to na cenę usług. Kiedy była to Służba, w mieście była jedna lecznica, która obsługiwała również cały powiat. Wiele usług dla rolników wykonywanych było bezpłatnie. Mieliśmy dyżury całodobowe. W każdej chwili byliśmy gotowi nieść pomoc zwierzętom. Teraz, kiedy gabinetów, lecznic, klinik jest mnóstwo w każdym mieście – w Białymstoku jest ich około 40 – każda ma swoje godziny pracy, każdy w czymś się specjalizuje ale trudno znaleźć pełną opiekę całodobową, a jeżeli już znajdziemy wiąże się to z dużo większymi kosztami.. XXI wiek robi swoje. 

Każdy, kto kocha zwierzęta, może zostać weterynarzem?

Żeby wykonywać ten zawód, trzeba go lubić. Jeżeli ktoś go nie lubi, to nie będzie go wykonywał, ponieważ jest to zawód bardzo trudny, odpowiedzialny ,momentami bardzo stresogenny. Dobry lekarz powinien mieć do siebie dystans  i nigdy nie być do końca zadowolony z poziomu własnej wiedzy. Jeżeli młody człowiek ma takie cechy to znaczy, że będzie się rozwijał,  kształcił i dążył do doskonałości. Między lekarzem medycyny a lekarzem weterynarii jest taka różnica, że lekarz medycyny ma  do czynienia z jednym gatunkiem. Lekarz weterynarii zaś ma do czynienia z cała gamą zwierząt – od  owadów, płazów, gadów, rybek, poprzez gryzonie, ptaki, ssaki duże i małe. Ssaki różnicują się na przeżuwacze, koniowate i wszystkożerne. Każdy gatunek to inna anatomia, fizjologia, zwyczaje żywieniowe, inne leki i ich dawkowanie itd. Jest to ogromna wiedza. Całe życie trzeba się dokształcać i doskonalić na różnych kursach, szkoleniach oraz  korzystać odpłatnie z doświadczeń różnych specjalistów, ponieważ nie wszystko można znaleźć w książkach. Musi minąć dużo czasu, by móc nabrać praktyki i doświadczenia.

Biorąc pod uwagę pana wieloletnie doświadczenie, czy mógłby pan określić, jakie cechy powinien posiadać dobry weterynarz?

Żeby być dobrym lekarzem weterynarii trzeba umieć słuchać, trzeba być uważnym obserwatorem i   psychologiem, praca ze zwierzętami jest to praca nie tylko ze zwierzętami ale  jego właścicielami.. . Często  na podstawie zachowania zwierzęcia można wyciągnąć wnioski o relacjach panujących w domu . Zdarzają się sytuacje, że właściciele jeszcze nie zdążą nic powiedzieć, a lekarz już wie co dolega ich pupilowi. Zawód ten wymaga również dużej odporności na stres.

Dla osób, które kochają zwierzęta praca weterynarza może wydawać się wspaniałą okazją do obcowania z nimi, ale ta praca – jak każda – z pewnością ma również swoje ciemne strony. To, co nasuwa się jako pierwsze, to m.in. konieczność patrzenia na ból, cierpienie a niekiedy odchodzenie zwierząt – a przy tym na cierpienie ich właścicieli…

Wśród lekarzy weterynarii jest bardzo duży odsetek prób samobójczych. Z jednej strony stresują nas nasi pacjenci –  ponieważ bardzo nam zależy, żeby im pomóc, a nie zawsze jest to możliwe. Przeżywamy ich choroby, milczące cierpienie, bezradność. Zdarza się i tak, że właścicieli po prostu nie stać na leczenie. Z drugiej strony bardzo stresują nas niektórzy klienci. W dobie łatwego dostępu do mediów społecznościowych pojawia się tam całe mnóstwo złośliwej krytyki i często nieprawdziwych opinii a nawet hejtu. Niektórym klientom wydaje się, że jak uiścili opłatę za usługę, to jest to równoznaczne z gwarancją wyzdrowienia ich pupila. W niektórych lecznicach lekarze weterynarii obsługują zwierzęta bez ich właścicieli. To znaczy, że najpierw jest przeprowadzany wywiad z właścicielem, lekarze dowiadują się o co chodzi a w momencie, kiedy trzeba zrobić zastrzyk, czy jakiekolwiek zabiegi, zwierzaka przejmuje personel średni i już bez właściciela są aplikowane leki lub robione badania.

Co czuje weterynarz, kiedy wie, że nie jest w stanie już pomóc swojemu pacjentowi? Jak radzi Pan sobie z trudnymi wyborami, bezsilnością?

Kiedy lekarz dopiero rozpoczyna pracę, jest bardziej wrażliwy. Po 36 latach podchodzę do wielu rzeczy ze zrozumieniem, jak do czegoś, co jest nieuniknione. Często jednak towarzyszy uczucie bezsilności spowodowane tym, że nie możemy pomóc. Ludzie często muszą cierpieć do końca, łagodząc ból lekami. W przypadku zwierząt możemy podjąć decyzję o eutanazji, ulżyć im w cierpieniu, kiedy się bardzo męczą. Za każdym razem jest to dla nas wielkie przeżycie. Próbujemy odsuwać to od siebie, nie pamiętać, jednak nie zawsze się to udaje. Przeżywamy każdego pacjenta tak samo mocno. 

Czy są pacjenci (lub ich historie), którzy szczególnie zapadli Panu w pamięć?

W zasadzie od początku pracy, czyli od roku 1985 z przerwami, zajmuję się ogrodem zoologicznym. Obsługiwaliśmy również przyjeżdżające niegdyś regularnie do Białegostoku cyrki i zwierzęta, które tam przywożono. Pewnego razu pan przyprowadził do lecznicy lwa na smyczy. Nasze zdumienie było ogromne, kiedy zobaczyliśmy przez okno lwa z rozwianą grzywą, który biegł przy nodze pana. Leczyliśmy słonie, tygrysy, niedźwiedzie. Zdarzyło się, że mężczyzna przyniósł do nas w walizce 5-metrowego węża, opowiadając jak ten wąż śpi między nim a żoną w łóżku. Kiedy obsługiwaliśmy Pogotowie Weterynaryjne, dostaliśmy telefon ze Szpitala Zakaźnego na Dojlidach z prośbą o pilny przyjazd, ponieważ w poczekalni pełza jadowita żmija zygzakowata. Okazało się, że jeden z białostoczan poszedł na grzyby i pod jednym z nich spała żmija, która wbiła zęby w jego dłoń.  Niewiele się zastanawiając, mężczyzna złapał żmiję, schował do torby i przyjechał do lekarza. W przychodni zdążył tylko wyciągnąć gada z torby i powiedzieć, że to on go ugryzł, po czym stracił przytomność. Żmija zaczęła przemieszczać się po budynku, natomiast pana przewieziona na intensywną terapię. My musieliśmy tę żmiję złapać i w eskorcie policji, jako że jest to zwierzę prawnie chronione, wywieźć i wypuścić na wolność.

Jak więc zrozumieć własnego pupila?

Chcąc go zrozumieć musimy nauczyć się rozumieć jego reakcje, zachowania i pojąć, że jesteśmy częścią jego stada. Ubranka, buciki, kołderki – to, co wydaje nam się dobre i potrzebne, najczęściej odbierane jest przez zwierzęta zupełnie odwrotnie – jako  dziwne, śmieszne, niepotrzebne. Zwierzęta są w stanie przekazać nam wszystko – to, że cierpią, że się cieszą. Czasami dziwimy się, że pies, którego wołamy, nie przychodzi do nas. Wołając psa powinniśmy używać jego imienia tylko wówczas, kiedy wiąże się to dla niego z czymś przyjemnym. Kiedy nabroił i chcemy go ukarać, wołamy bezimiennie, a najlepiej, kiedy sami do niego podejdziemy. Żeby nas słuchał i szanował musimy wypracować autorytet, być tzw. alfą. Na przykład, przechodząc przez bramę lub drzwi, wchodzimy jako pierwsi a zwierzę powinno pójść za nami. Kiedy stawiamy miskę z karmą, musimy zamarkować, że bierzemy z niej pierwszy kęs, pokazując, że to my jesteśmy alfą. Jeżeli będziemy w tym konsekwentni, po jakimś czasie słowa będą zbędne.

Wydaje mi się, że to trudne zadanie…

Dla zwierząt najważniejsza jest mowa ciała. Jeżeli wołamy psa słodkim głosem a nasza postawa pokazuje, że jesteśmy na niego źli, to on do nas nie przyjdzie. Pies woli wierzyć w to, co widzi niż w to, co słyszy. Pamiętajmy więc, że mowa ciała przy kontaktach z psem jest podstawą. Działa to w dwóch kierunkach – psy również kontaktują się z nami mową ciała, tylko musimy się jej nauczyć. Każdy pies ma różne zachowania, indywidualne dla swojej osobowości. W związku z tym musimy mu się przyglądać i on nam wszystko zasygnalizuje. Zwierzętom udzielają się również nasze emocje. W  gabinecie, jeżeli właściciel jest zdenerwowany, automatycznie przenosi się to na psa czy kota, z którym przyszedł. Wystarczy, że właściciel wyjdzie albo chociaż przestanie go dotykać, zwierzę natychmiast się uspokaja.

A co to znaczy kochać zwierzęta?

Kochać zwierzęta to przede wszystkim rozumieć je i patrzeć na nie z ich perspektywy. Mój ulubiony autor, jeden pierwszych behawiorystów na świecie, Austriak Konrad Lorenz, twierdził, że miłość do zwierząt powinna wynikać z miłości do ludzi, czyli żeby kochać zwierzęta, musimy kochać ludzi i ta miłość ma przechodzić na zwierzęta. Jeżeli nie lubimy ludzi, jeżeli jesteśmy skłóceni ze społeczeństwem a uciekamy w miłość do zwierząt, wtedy jest to nieprawidłowość i to nie jest miłość do zwierząt – to jest nasz egoizm, którym chcemy zasłonić swoje problemy.  

Gdyby miał Pan wskazać swój największy zawodowy sukces, to co by to było?

Każde uratowanie życie jest sukcesem. Nie można mówić o jednym wielkim. Czy to są małe czy duże zwierzęta, czy wyleczenie było łatwe czy trudne, jest to sukces. Tak samo cieszymy się z uratowania życia chomikowi, jak dla psa czy kota albo sportowego rumaka. Moim sukcesem jest to, że do dziś pracuję i do dziś czerpię z tego satysfakcję, że moja lecznica rozwinęła się, że mamy zgraną ekipę, rozumiemy się i mamy jeden cel – pomagać zwierzętom. 

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl; canwet.com.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy