Podlaskie: około 250 migrantów trafiło dotychczas do szpitala w Hajnówce

Podlaskie: około 250 migrantów trafiło dotychczas do szpitala w Hajnówce

Od połowy sierpnia do szpitala w Hajnówce trafiło ok. 250 cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. Wszyscy oni wymagali przede wszystkim opieki humanitarnej. Połowa z nich musiała być hospitalizowana – powiedział PAP zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Hajnówce dr n. med. Tomasz Musiuk.

Jak poinformował dr n. med. Tomasz Musiuk, od połowy sierpnia do szpitala w Hajnówce trafiło ok. 250 cudzoziemców, którzy nielegalnie przekroczyli granicę. „Wszyscy oni wymagali przede wszystkim opieki humanitarnej. Byli po prostu spragnieni, głodni, zmęczeni. Dawaliśmy im czyste, suche ubrania, a także jeść i pić. Do tego kilka godzin odpoczynku na SOR-ze. I na tym kończył się najczęściej ich pobyt w szpitalu” – zaznaczył doktor.

Połowa przywiezionych ze względu na stan zdrowia musiała być hospitalizowana, z czego dużą grupę stanowiły dzieci, które wymagały dokładniejszej obserwacji. Stwierdzano u nich m.in. odwodnienie, infekcje, zapalenie płuc, było też kilka przypadków przewlekłych chorób neurologicznych.

Z kolei głównymi przyczynami pobytu w szpitalu wśród dorosłych były stany związane z odwodnieniem, wyziębieniem lub wychłodzeniem organizmu, a także hipotermią. Stwierdzano również infekcje, COVID-19 czy zapalenia płuc. „Pojedyncze przypadki stanowiły złamania, skręcenia kończyn, skaleczenia stóp ze względu na to, że migranci przemieszczali się bez butów. Dochodziło też do tzw. maceracji skóry z powodu wody w butach. Były też pojedyncze pobicia, jedno uszkodzenie twarzoczaszki” – wyliczył zastępca dyrektora ds. lecznictwa, który jest jednocześnie szefem oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w szpitalu w Hajnówce. Jak uzupełnił, dwie osoby musiały być hospitalizowane właśnie na intensywnej terapii. „Ze wszystkich migrantów, którzy trafili do hajnowskiego szpitala, nie udało nam się uratować jednej osoby” – przekazał doktor.

Nawiązując do reakcji polskiego społeczeństwa na kryzys migracyjny na wschodniej granicy zwrócił uwagę, że „to wszystko dzieje się bardzo blisko nas, a jednocześnie zachowujemy się tak, jakby tego nie było”. „Wydaje się nam się to odległym problemem. W moim przypadku było podobnie, mimo że przecież jako przedstawiciel szpitala kontaktowałem się z SG, przygotowywałem statystyki, informowałem media, jak wygląda sytuacja w szpitalu. Wiedziałem o tym wszystkim, ale tak naprawdę byłem jakby +obok tego+, mimo że działo się to w tym szpitalu” – powiedział anestezjolog.

Przyznał, że to podejście zmieniło się u niego, gdy podczas pewnego dyżuru został wezwany na SOR z prośbą o pomoc. „Była godz. 4 nad ranem, a tam kilkunastu migrantów, tj. rodzin z dziećmi. To był widok śpiących dzieci na kozetkach, przytulonych do matek, dorosłych leżących na korytarzach” – opisał zastępca dyrektora. Dodał, że ogromny wpływ na niego wywarła rozmowa z młodym ojcem rodziny, który potrafił mówić po angielsku i zapytał się go, czy jest lekarzem. Po czym migrant dodał: „Proszę nas uratować, bo jak pozwolisz, że nas stąd zabiorą, to wrócimy na Białoruś, a tam nas biją, pomóż nam”. „Ta sytuacja mną osobiście wstrząsnęła i została w pamięci przez długi czas. To był pierwszy tak emocjonalny moment. Dopiero wtedy tak naprawdę poczułem ciężar tego kryzysu” – dodał doktor.

Odnosząc się do zgonów osób, które w ostatnim czasie nielegalnie przekroczyły granicę polsko-białoruską zaznaczył, że „tych przypadków śmierci młodych osób można by z pewnością uniknąć”. „Przecież to nie był nagły wypadek, ani przewlekła choroba. Lekarz zawsze musi wpisać w kartę bezpośrednią przyczynę zgonu. Tutaj można by wpisać w cudzysłowie +brak odpowiedzialnej polityki międzynarodowej+ – ocenił dr n. med. Tomasz Musiuk, który od 19 lat jest lekarzem.

Podkreślił, że w jego doświadczeniu zawodowym ogromnym wstrząsem była pandemia koronawirusa. „Myślałem, że nic gorszego mnie nie spotka, a tu się nałożył jeszcze kryzys migracyjny. Tak naprawdę to doświadczenie pokazało, jak bardzo jesteśmy bezradni wobec niektórych problemów i nie mamy wpływu na wiele rzeczy” – dodał doktor.

Najwięcej migrantów trafiło do szpitala w Hajnówce w październiku i listopadzie, po około 100 osób. Od dwóch tygodni żaden migrant nie został przywieziony na szpitalny oddział ratunkowy. Jak podkreślił doktor, w szczytowym okresie migranci stanowili 4 proc. wszystkich pacjentów szpitala. „Zgodnie z polskim prawem, koszty leczenia cudzoziemców, którzy przekroczyli nielegalnie granice Polski i wymagają ratowania zdrowia lub życia, finansowane są przez Straż Graniczną” – uzupełnił.

O każdym podejrzeniu dotyczącym tego, że ktoś mógł przekroczyć nielegalnie granicę, lekarze muszą informować Straż Graniczną. Podobnie jest przy wypisie cudzoziemców ze szpitala. „Najwięcej pacjentów jednak przywożonych było do nas bezpośrednio przez SG, w mniejszości były to karetki ze strefy objętej stanem wyjątkowym czy przez Polską Misję Medyczną. W szczytowym momencie, na naszych korytarzach stacjonowało czterech strażników granicznych, którzy prowadzili ewidencję migrantów” – dodał.

Zastępca dyrektora ds. lecznictwa w szpitalu w Hajnówce podkreślił, że od samego początku kryzysu do placówki kierowano liczne pytania dotyczące możliwości pomocy na rzecz przebywających tu cudzoziemców. Organizowano m.in. zbiórki ubrań, żywności. „W międzyczasie zmieniały się potrzeby, dlatego osoby zainteresowane udzieleniem pomocy cudzoziemcom mogą przekazywać darowizny pieniężne na konto bankowe szpitala. Odzew jest olbrzymi. Staramy się każdemu darczyńcy podziękować w formie listu” – powiedział dr Musiuk.

Szpital otrzymał wsparcie m.in. ze starostwa, urzędu miasta czy urzędu wojewódzkiego, a także od różnych stowarzyszeń czy fundacji. „Od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dostaliśmy m.in. ponad 20 łóżek szpitalnych, kilka aparatów do identyfikacji naczyń, materace przeciwodleżynowe, pompy strzykawkowe” – dodał zastępca dyrektora.

Szpital w Hajnówce funkcjonuje obecnie w pobliżu strefy objętej zakazem przebywania, a wcześniej stanem wyjątkowym, ogłoszonym na pograniczu polsko-białoruskim. W placówce znajduje się 350 łóżek na kilkunastu oddziałach. Rocznie wykonywanych jest tu ok. 3 tys. operacji. (PAP)

Red. M.L.

Fot. Pixabay

PAP Regiony

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy