Zwierzęce przedszkole w „Zagrodzie pod Lasem”

Mówi się, że od przybytku głowa nie boli… Przekonała się o tym pani Monika Szymczukiewicz z Koźlik w gminie Zabłudów, u której rozpoczął się sezon wykotów kóz i owiec. Trojaczki w „Zagrodzie Pod Lasem” stają się powoli normą. – Mamy już przedszkole – śmieje się gospodyni.

Jednego dnia było tyle porodów, że musiałam zadzwonić i poprosić, by mąż wrócił z pracy i mi pomógł. Jeżeli jest jeden poród, można sobie bez problemu poradzić, ale jeżeli jest kilka w jednym czasie, to ciężko to ogarnąć – tu trzeba podsadzić, tam odsadzić, dać melasy, a jeszcze inne dopominają się siana. Takie przedszkole – opowiada Monika Szymczukiewicz z Koźlik w gm. Zabłudów.

Dla hodowców wykoty to radość przeplatająca się z problemami. Szybko powiększające się stado i liczne ciąże mnogie wiążą się z koniecznością dokarmiania zwierząt butelką. Koza ma dwa strzyki, więc może wykarmić z reguły dwójkę młodych. Trzecie, najsłabsze, często nie jest w stanie się dopchać.

– Kupiłam mleko w proszku i dokarmiam butelką. Małe, kiedy się rodzą, wypijają na raz 15 ml i odpoczywają i znów to samo. Jedna z kozich trojaczków jest tak mała, że nie dosięga nawet strzyków, żeby napić się mleka matki, więc wstawałam w nocy co dwie godziny. W  gospodarstwie są też inne matki, które mają mleko i wtedy dajemy też mleko od nich.  Jest dużo pracy – mówi właścicielka „Zagrody pod Lasem” . 

Kozy z reguły rodzą jedną, dwie sztuki. Trojaczki może nie są ewenementem, bo zdarzają się nawet czworaczki, ale z reguły na świecie pojawia się dwójka maluchów. Tak liczne porody sprawiają, że w zagrodach robi się ciasno.

– Owieczki zostaną z nami na pewno, kózki sprzedam, ponieważ wolę pójść w hodowlę owiec – zapowiada rolniczka.

Poza kozami, „Zagrodę pod Lasem” zamieszkują również owce mleczne. U tych również sezon porodów w pełni.

Do tej pory trojaczki zdarzyły się dwa razy u kóz i raz u owcy. U owiec oczywiście się również zdarzają, ale owce mleczne, które mamy w gospodarstwie, rodzą z reguły jedno albo dwoje. Chociaż owce mam od sześciu lat, to trojaczki urodziły się po raz pierwszy. I to akurat u młodej owieczki, która nie ma za dużo mleka. Podsadzam więc młode do ciotki. Próbowałam podsadzić do innej, bardziej mlecznej, ale niestety nie przyjmuje obcego malucha – tłumaczy Monika Szymczukiewicz.

Sen z powiek gospodyni spędzały zatrucia ciążowe u kóz.

 – Pierwszy raz o tylu lat zdarzyły się zatrucia ciążowe u kóz. Na leczenie jednej z kóz wydałam ponad tysiąc złotych. Niestety, żyła chyba tylko po to, by urodzić. Była w super kondycji, mimo tego, że codziennie dostawała kroplówki i zastrzyki. Była żwawa, dopominała się jedzenia. Maluchy urodziły się martwe. Kolejnego dnia padła i matka. To było straszne przeżycie. Wiem, że takie sytuacje są wliczone w hodowlę, ale człowiek mimo wszystko próbuje ratować to zwierzę. Natura też walczyła. Oczywiście, czerpię z tych zwierząt zysk, ale to są dla mnie również zwierzęta towarzyszące – podkreśla właścicielka gospodarstwa.

Jesteśmy dopiero na początku wykotów. Na poród czeka jeszcze ponad 20 sztuk – podlicza z uśmiechem Monika Szymczukiewicz.

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy