W pogoni za tradycją. Hubertus w Pietkowie
W ostatnią sobotę października, na terenach Szwadronu Kawalerii im. 10. Pułku Ułanów Litewskich w Pietkowie, rozległo się rżenie koni, stukot kopyt i radosne okrzyki jeźdźców. To właśnie tutaj odbył się tradycyjnie Hubertus – święto jeźdźców, myśliwych i miłośników tradycji kawaleryjskiej, które od lat łączy pokolenia i ludzi o tej samej pasji.
– Koń w Polsce to zwierzę wyjątkowe – podkreślał Zdzisław Pruszyński, komendant Szwadronu Kawalerii im. 10 Pułku Ułanów Litewskich.
–Nie przerzuciłbym się na rower – zapewnił Ernest Lebiedziński ze Szwadronu Kawalerii im. Dywizji Kawalerii ZAZA.
Trudno się z nim nie zgodzić, bo w Pietkowie czuć było, że koń to coś więcej niż tylko zwierzę – to partner, przyjaciel, symbol historii.
Lis, który łączy pokolenia
Jak co roku, centralnym punktem Hubertusa była gonitwa za lisem – oczywiście bezkrwawa. Zamiast żywego zwierzęcia, uczestnicy ścigali lisią kitę przypiętą do ramienia zwycięzcy ubiegłorocznej gonitwy.
– Staramy się dognać tegoż lisa. Złapać tę kitę – a zwycięzca w przyszłym roku będzie uciekał – tłumaczył komendant Zdzisław Pruszyński.
Hubertus to tradycja sięgająca jeszcze czasów przedwojennych.
– Przed wojną te Hubertusy również się odbywały. Dowódca jednostki zapraszał ważnych gości, była pogoń, bigos w lesie, spotkanie towarzyskie. Te tradycje przenieśliśmy do czasów współczesnych – przypominał kawalerzysta z Pietkowa.
W tym roku zwyciężczynią gonitwy została Martyna Burdzy z Pruszanki – na młodym koniu, dla którego był to debiut w tak dużym wydarzeniu.
– Trochę szczęścia, trochę dogadania z koniem i jakoś wyszło – mówiła skromnie. – To jest młody koń, bardzo emocjonalny, a wcale nie szybki. Nie planowałam się ganiać, ale trochę wiary, trochę szczęścia – i udało się – dodała.
Jeźdźcy podkreślali, że gonitwa to nie tylko sport, ale przede wszystkim święto końca sezonu jeździeckiego i okazja do wspólnego spotkania.
–To spotkanie z ludźmi z tą samą pasją. Możemy się pościgać, posiedzieć razem, wymienić uwagi. To jest nasz sposób na świętowanie – mówili uczestnicy.
Kawaleria i kobiety w siodle
Wśród uczestników nie brakowało kobiet – młodych, odważnych i pełnych pasji.
– Od dziecka oglądałam bajki i marzyłam, żeby mieć konia. Dziadek kupił, zaczęłam się uczyć i tak już zostało. Daje mi to ogromną satysfakcję – opowiadała Maria Danilczuk.
Jak zauważają doświadczeni kawalerzyści, to właśnie kobiety coraz częściej dominują w jeździectwie.
– W tym sporcie coraz więcej pań odnosi sukcesy. Chyba są bardziej wytrwałe od panów – uśmiechał się Zdzisław Pruszyński.
Choć Hubertus to zabawa, niesie w sobie głęboki sens.
– Koń w Polsce ma tysiąc lat historii współpracy z człowiekiem. Gdyby nie sport jeździecki, turystyka i rekreacja, koń pewnie zniknąłby z naszego życia. Dzięki pasjonatom wciąż może nas zachwycać – i uczyć szacunku do tradycji – podkreśla komendant Szwadronu Kawalerii z Pietkowa.
W Pietkowie tradycja i nowoczesność spotkały się w galopie. Był śmiech, emocje, błoto i radość – wszystko to, co sprawia, że Hubertus to nie tylko impreza, ale żywa lekcja pasji i wspólnoty. Bo jak mówią ułani:
– Raz na wozie, raz w nawozie – ale zawsze w siodle.Array
Red. Marta Śliwińska
Fot. Marta Śliwińska Podlaskie24.pl










