Andrzej Beya-Zaborski o kolejnej części „U Pana Boga…”

Dobre wieści szybko się rozchodzą. Kilka dni temu media obiegła informacja, że Jacek Bromski nakręci kolejny film z cyklu “U Pana Boga…”. Na ekranie znów zobaczymy plejadę popularnych i lubianych aktorów. W filmie wystąpią m.in. ksiądz, czyli Krzysztof Dzierma i komendant, w którego postać wciela się Andrzej Beya – Zaborski.

Jak zapowiedziano, czwarta część ma nosić tytuł “U Pana Boga w Królowym Moście”. Powstanie również 10-cio odcinkowy serial. Znów będzie można podziwiać podlaskie plenery i oczywiście „spotkać się” z dawno niewidzianymi bohaterami.

Szczegółów dotyczących produkcji nie mogę zdradzić, tym bardziej, że nie rozpoczęliśmy jeszcze zdjęć. Gdybyśmy byli na planie, padłby pierwszy klaps, moglibyśmy szerzej na ten temat porozmawiać. Póki co, wszytko jest owiane tajemnicą. Mogę powiedzieć, że jesteśmy po castingach, po wyborze plenerów, obiektów. Obsada pozostaje ta sama, ale pojawią się też nowe postaci, nowe wątki – uważam, że bardzo fajne, ale tak naprawdę do widz nam odpowie na pytanie, czy warto było kręcić kolejną część – mówił Andrzej Beya – Zaborski.

 „U Pana Boga…” zostało wyemitowane w telewizji blisko 1300 razy! Te liczby mówią same za siebie i są dowodem na to, że widzowie pokochali bohaterów z Królowego Mostu i ich perypetie.

Cały ten tryptyk „ U Pana Boga…” jest określany jako jedna z 5 najlepszych komedii w historii kina polskiego, także to wiele znaczy, bo jest stawiany na tym samym poziomie, co „Sami swoi”, czy „Rejs”. Wiem, jak ten film jest odbierany w Polsce, a odbierany jest fantastycznie. Sam byłem zszokowany, kiedy dowiedziałem się, że został wyemitowany 1270 razy – przez różne stacje telewizyjne, bo był pokazywany nie tylko na antenie TVP.

Nakręcona po latach kolejna część kultowego „Kogla – mogla” zebrała sporo negatywnych opinii. Czy nie ma obaw, że podobnie będzie w przypadku filmu „U Pana Boga w Królowym Moście”?

Bardzo się boję tego czwartego filmu fabularnego, ponieważ cztery razy wskoczyć do tej samej wody to sztuka. Myślałem też o tym, że właściwie serial „Ranczo” wyssał wszystkie wątki jakie można było sobie wymyślić. Gramy niby coś innego, ale cały anturaż – wieś, bohaterowie, jak chociażby ksiądz czy komendant, już tam były.

Podlasie zachwyca pięknymi plenerami, ale nie było pierwszym wyborem, jeżeli chodzi o miejsce realizacji filmu…

To prawda. Miał być to Śląsk. Wydaje mi się, że istotną rolę odegrała Ania – pierwsza żona Jacka Bromskiego, która zabrała go kiedyś do teatru do Białegostoku. Tam zobaczył spektakl w wykonaniu moich koleżanek i kolegów i to mu się spodobało. I bardzo dobrze zrobił, że wybrał Podlasie. Miał nosa.

W czym pana zdaniem tkwi wyjątkowość produkcji „U Pana Boga…?

Ja go nazywam filmem terapeutycznym. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Jest w nim ciepło, nie ma złośliwości i chamstwa. Nawet Rosjanie w pierwszej części są raczej śmieszni niż straszni. Jeżeli ktoś ma chandrę, kłopoty, wystarczy, że obejrzy „U Pana Boga…” i od razu mu lepiej. Nie jest to bardzo wymyślone. Dziś, kiedy ktoś planuje odnieść sukces, stara się właśnie dużo nawymyślać, zawrzeć wiele gagów. I kiedy coś takiego się ogląda, to w pewnym momencie ma się dość. To, co się dzieje w każdej z części filmów Jacka Bromskiego, ta cała warstwa fabularna, jest po prostu możliwa. To może się wydarzyć. I niby można się zastanawiać, co w tych produkcjach jest śmiesznego, ale przecież te wszystkie powiedzonka z jakiegoś powodu weszły do codziennego obiegu. Znam ludzi, którzy cytują słowo w słowo zwroty z tego filmu. A sam film jest po prostu ciepły.

 

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy