To tylko jeden z aktów oskarżenia, które skierowała do sądu Prokuratura Regionalna w Gdańsku, przez kilka lat badająca działalność spółki działającej jak parabank, która – pod różnymi nazwami m.in. jako PKF Skarbiec – prowadziła działalność, która miała polegać na udzielaniu pożyczek osobom i podmiotom bez zdolności kredytowej.
Pożyczkobiorcy musieli jednak najpierw wpłacić tzw. opłatę przygotowawczą, wynoszącą od kilku do dziesięciu procent kwoty, o którą się ubiegali. Były to wpłaty bezzwrotne; zdecydowana większość ubiegających się o pożyczkę dostawała decyzje odmowne. W ocenie prokuratury, cała działalność tego podmiotu od początku była nastawiona na pozyskiwanie tych opłat przygotowawczych i z tego spółka czerpała zyski.
Proceder prowadzony w latach 2004-2015 przez podmiot, który miał oddziały w całym kraju, badała Prokuratura Regionalna w Gdańsku, kierując do sądów ponad dwadzieścia aktów oskarżenia. Największy proces toczy się przed gdańskim sądem, oskarżone jest kierownictwo tej spółki. Liczba osób pokrzywdzonych przekracza 73 tys.
Spółka zamieszczała ogłoszenia w lokalnych czasopismach, reklamowała się również na stronach internetowych. O pożyczkę mogły się ubiegać m.in. osoby zadłużone oraz nieposiadające zdolności kredytowej. Do biur spółki znajdujących się na terenie całego kraju, zgłaszały się głównie osoby znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej.
W ocenie prokuratury informacje, które te osoby dostawały od doradców były nierzetelne. Pożyczkobiorcy byli np. informowani, że jedynym warunkiem uzyskania pożyczki jest wniesienie opłaty przygotowawczej i że nie są potrzebne żadne zabezpieczenia, wystarczy rachunek bankowy i wpływy na nim.
W konsekwencji klienci spółki decydowali się na uiszczenie opłaty przygotowawczej w kwocie nawet do 50 tys. zł. Według ustaleń prokuratury, pożyczki dostało jedynie 0,8 proc. ubiegających się o nie, a szkody innych osób zostały oszacowane na ponad 181 mln zł.
Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się w czwartek proces sześciu doradczyń finansowych spółki. Sąd pierwszej instancji nieprawomocnie skazał siedem osób (jedna nie składała apelacji) na kary więzienia w zawieszeniu i grzywny, orzekł też obowiązek częściowego naprawienia szkody; tu łączna liczba pokrzywdzonych to kilkaset osób, a każda z oskarżonych – według ustaleń śledztwa – wyłudziła od kilkudziesięciu do kilkuset tys. zł.
Obrońcy chcą uniewinnienia, ewentualnie kar łagodniejszych.
Wszyscy argumentują, że oskarżone nie miały świadomości, że biorą udział w oszustwie i nie można im przypisać takiego zamiaru. W swoich mowach końcowych zwracali uwagę, że gdy te kobiety podejmowały tę pracę, były bardzo młode, w niektórych przypadkach było to ich pierwsze zatrudnienie i nie miały żadnego wpływu na politykę władz spółki.
Prokuratura w swojej apelacji chce poprawienia błędu pierwszej instancji związanego z wyliczeniem kwot w związku z obowiązkiem naprawienia szkody. Odnosząc się do argumentacji obrońców, że ich klientki nie miały świadomości udziału w oszustwie, prok. Katarzyna Mosakowska z Prokuratury Regionalnej w Gdańsku zwracała uwagę, że w spółce zatrudnionych było ponad 350 doradców, z których „zdecydowana większość” bardzo szybko przekonywała się, że celem działania spółki jest de facto pobieranie opłat i unikanie wypłacania pożyczek i – widząc to – rezygnowała z pracy.
„Natomiast żadnej z oskarżonych nie zapaliła się czerwona lampka” – mówiła prokurator. Dodała, że osoby, które ubiegały się o pożyczki były ubogie, niewykształcone, osoby które „stanęły pod ścianą” i nie miały szans na pożyczkę w banku. Od doradczyń usłyszały, że wystarczy wpłacić opłatę przygotowawczą i w krótkim czasie dostaną pieniądze.
Podkreślała, że gdyby oskarżone takim osobom udzielały rzetelnych informacji o warunkach uzyskania pożyczki, nie „siedziałyby na ławie oskarżonych”. I zwracała uwagę, że bez takich pracowników, spółka nie uzyskiwałaby opłat przygotowawczych.
Wyrok w tej sprawie ma być ogłoszony za dwa tygodnie. (PAP
Red. OKO
PAP Regiony