Jak zachorujecie na koronę to przynajmniej pomogą! – ciche” ofiary koronawirusa

Zamknięte poradnie, przychodnie, gabinety rehabilitacji. Od kilku tygodni służby medyczne w Polsce i na całym świecie zostały zdominowane przez koronawirusa. Specjalne numery kontaktowe i infolinie, teleporady  i nieznane nam dotychczas procedury bezpieczeństwa. W dobie koronawirusa zdecydowanie mniej – albo wcale –  nie mówi się o innych pacjentach. A przecież ludzie chorują nie tylko z powodu COVID-19, a rozmowa telefoniczna nie zastąpi bezpośredniej wizyty u specjalisty. Udary, zawały, nowotwory – osobom dotkniętym tymi schorzeniami również należy zapewnić właściwą opiekę. Co się dzieje, kiedy dzwonimy na numer alarmowy z objawami innymi niż te, wskazujące na koronawirusa? Od pewnego czasu docierają do nas niepokojące relacje chorych i ich rodzin. 

Jesteście z siebie zadowoleni? Rozumiem, że na pierwszym miejscu jest teraz koronawirus. Dzwoniliśmy wczoraj na pogotowie o pomoc dla dziadka w ciężkim stanie. Powiedzieli, że nie przyjadą, bo jego serce pracuje i nie jest zarażony. Dziś dziadka nie ma już z nami. Świat chyba zwariował do reszty” – opowiada rozgoryczona wnuczka.

Jak zachorujecie na koronę to przynajmniej pomogą!

„Ponad tydzień temu do nas też nie przyjechało pogotowie pomimo, że mówiliśmy, że osoba do której je wzywamy nie ma gorączki nie wychodziła z domu. Nie była też w kontakcie z nikim chorym… Niestety, teraz na pogotowie i ogólnie służbę zdrowia nie ma co liczyć! Jak zachorujecie na koronę to przynajmniej pomogą i przyjadą, bo do innych przypadków nie palą się… I jak tu czuć się bezpiecznym!?!” – zastanawia się bezradna pani Kasia.

Dają skierowanie do szpitala ale nikt nie chce go przyjąć

„Dziadek ma raka – jest w stanie bardzo ciężkim. Jest niedożywiony i bardzo odwodniony, a przełykanie stanowi dla niego ogromny problem. Nie chcą go przyjąć do szpitala, a gdy karetka przyjechała, nawet nie podano mu żadnej kroplówki. Dziadek nie da rady się poruszać, lekarze nie chcą go leczyć, bo organizm jest za słaby… Musimy patrzeć jak cierpi bo nikt mu nie chce pomóc. Dają skierowanie do szpitala ale nikt nie chce go przyjąć. Dziadek zemdlał w domu zrzucając na ziemię w kuchni wszystkie talerze. Karetka przyjechała i nie udzieliła żadnej pomocy. Ciągle wydzwaniamy. Niestety, każdy nas odsyła i olewa. Dziadek umrze śmiercią głodową jeśli nie wezmą go do szpitala… Babcia po zawale i udarach z córką upośledzoną umysłowo nie daje rady pomoc dziadkowi bo sama tej pomocy potrzebuje. Sama jeżdżę i próbuje go karmić ale niestety przez guza wielkości pięści na szyi nie daje rady przełykać, już ledwo mówi. Modlimy się żeby nie zmarł nam na rękach w najbliższym czasie. Dziadek wygląda dosłownie jak cień człowieka… Waży z 30 kg. Na Ogrodowej także potraktowano go jak śmiecia. Brak słów na to, co się dzieje” – opowiada bezradna pani Kornelia.

Przyjechała karetka bez ratowników

„Moja babcia w bardzo złym stanie czekała na karetkę 6h i to też nie chcieli przyjechać… Ostatecznie przyjechała karetka bez ratowników, tylko z kierowcą. Do karetki musiałaby sama zejść z trzeciego piętra, on nawet nie chciał wyjść i pomoc, ponieważ twierdził, że ma zakaz…” –  mówi pani Bożena.

Zadzwonił do mnie ze szpitala, że jednak odmawiają mi przysłania pomocy

„Mojej mamie też odmówiono przysłania pogotowia. Kiedy dyspozytor przyjął zgłoszenie, ktoś c. Powiedziałam więc, że włączę w tej chwili nagrywanie rozmowy, że odmówiono mi i wzięcie na siebie odpowiedzialność jeżeli z mamą będzie gorzej albo nie daj Boże dojdzie do śmierci… Z wielką łaską przysłano pogotowie, mama została zabrana. Totalna znieczulica, ale ja tego tak nie zostawię” – zapowiada pani Katarzyna.

Kazali mamie zadzwonić do nich żeby mogli ocenić „po głosie” czy jest to zagrożenie życia

„Mama od ponad tygodnia źle się czuła. Któregoś dnia aż skręcała się z bólu i było ciężko jej oddychać. Dodam, że jest to kobieta z licznymi chorobami. Zadzwoniliśmy na pogotowie, jednak stwierdzili, że nie jest to zagrożenie życia i nie wyślą karetki, bo w tym momencie jakieś dziecko mogłoby się oparzyć. W końcu kazali mamie zadzwonić do nich żeby mogli ocenić po głosie czy jest to zagrożenie życia. Ciekawe czy kazaliby dziecku krzyczeć do telefonu żeby ocenić stopień oparzenia” – dzieli się swoimi doświadczeniami pani Renata.

#niekłammedyka

Być może taka sytuacja to skutek rosnącej liczby zakażeń koronawirusem u personelu medycznego. Służby ratunkowe już na początku epidemii w Polsce zainicjowały głośną akcję pod nazwą „Nie kłam medyka”. To odpowiedź na zatajanie przez pacjentów informacji dotyczących ich stanu zdrowia. Zdarza się, że nie przyznają się lekarzom, że miały kontakt z osobami zarażonymi bądź przebywającymi na kwarantannie. Za pośrednictwem akcji medycy apelują o mówienie prawdy, co pozwala im na podjęcie odpowiednich środków ochrony. Bo kiedy służby ratunkowe będą nieodpowiednio zabezpieczone, a okaże się, że pacjent jest potencjalnie zakażony, medycy będą zmuszeni poddać się kwarantannie do momentu poznania wyników testów na COVID-19. Dobrze, jeżeli będę zdrowi, gorzej jeżeli na dłuższy czas zostaną wyłączeni z pracy. A to skutkuje mniejszą obsadą medyczną niezbędną w obecnej, trudnej sytuacji.

Nie zmienia to jednak faktu, że takich smutnych historii, jak przytoczone powyżej, jest o wiele więcej…

Red. Marta Śliwińska

Fot. pixabay

Relacje pacjentów w mediach społecznościowych

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy