Pan Antoni Jelski tak naprawdę od zawsze trudni się bednarstwem. Zawód ten był przekazywany u niego z pokolenia na pokolenie. Niestety w tym momencie 75-letni bednarz znajduje się w tarapatach finansowych.Teraz dostaje zaledwie 800 zł emerytury.
Bednarstwo w rodzinie Pana Antoniego
„Tradycje (bednarstwo – przyp. Red.) sięgają w mojej rodzinie kilku pokoleń. W Polsce nie było nigdy żadnej szkoły o profilu bednarskim. Zawód przechodził zawsze z ojca na syna” – Mówi Pan Antoni.
Dodał także, że tajemnica wokół tego zawodu była ze względu na spore dochody z niego. Niestety jak powiedział, w tym momencie dochodów z bednarstwa nie ma, nikt już nie chce kupować jego wyrobów. Pan Antoni już od młodych lat zajmował się bednarstwem.
„Ze względu na swój wyjątkowy talent, bardzo szybko osiągałem rezultaty, których starzy mistrzowie mi zazdrościli” – Pan Antoni o swojej smykałce do bednarstwa.
Powiedział też, że rzemiosło te, dobrze się rozwijało na Podlasiu, a zresztą bednarzy był spokrewniony. W najlepszym okresie było łącznie pięciu bednarzy na Podlasiu.
Transformacja systemu i jej związek z karierą Pana Antoniego
Jak opowiedział Pan Antoni, wraz ze zmianą systemu w Polsce oraz upadkiem wielu gospodarstw, drastycznie spadło zapotrzebowanie na żywność ekologiczną. Należy tu zaznaczyć główne zastosowanie owoców bednarstwa – w drewnianych beczkach kiszono kapustę, ogórki, peklowano mięso, w maselnicach robiono masło. Przy upadku komuny w Polsce, zyskaliśmy dostęp do masowo produkowanej żywności za granicą. Produkty te były produkowane na dużo większą skalę, a więc hurtowa produkcja wpływała na zmniejszenie ceny. Wtedy spadł popyt na dębowe beczki, które były niezbędnym składnikiem do produkcji ekologicznej żywności.
Zobacz film:
Wtedy zdecydował się na opuszczenie kraju
„Udało mi się dostać wizę do Stanów Zjednoczonych i właśnie tam w Stanach Zjednoczonych kontynuowałem swój zawód”.
Jak powiedział, wrócił ze względu na cel, który sobie postawił – aby tworzyć najlepsze wyroby, jakich nikt nigdy nie potrafił stworzyć. Jak powiedział, pomimo swoich bardzo wysokich zarobków w USA, wrócił do Polski z nadzieją, że uda mu się przy odpowiednim wsparciu stworzyć dzieła, jakich świat jeszcze nie widział. „Przyjechałem do tej Polski, ale tu popatrzyłem, trochę się rozejrzałem, że tu kurczę nie ma szans na żadną działalność” – wspomina Pan Antonii. Powiedział, że to było głównie na pogłębiające się ubóstwo społeczne, przy którym ludzie nie są w stanie pozwolić sobie na dobra luksusowe.
„Boss kurcza, jadę do Polski. A on tak siedzi, siedzi, nic się nie odzywa. Myślę kurczę, nie dosłyszał czy co? I ja mówię boss kurczę, jadę do Polski – Słyszałem, słyszałem, ty przeklniesz ten dzień, w którym ty podjąłeś tę decyzję (odpowiedział rozmówca Pana Antoniego – przyp. Red.). I Faktycznie przeklinam” – W tej opowieści Pan Antoni poinformował swojego szefa w USA, że wraca do Polski.
Problemy Pana Antoniego
„Starałem się tam dotrzeć do różnych urzędników, posłów. Całkowita obojętność, tych ludzi w ogóle nie interesuje los ludzi, los ludzi z Podlasia, czy cokolwiek jakaś działalność i tradycje, kultura. Ich interesuje tylko stołek i kasa” – Tak Pan Antonii opisuje swój los po powrocie do Polski.
Jak powiedział – jego emerytura wynosi 800 zł, a od Ministerstwa Kultury nie otrzymał żadnej pomocy czy nagrody za jego wkład w rozwój kultury na Podlasiu.
„Z tego rzemiosła się żyło, dlatego ludzie szanowali to, co robili i byli szanowani. A co dzisiaj się dzieje? Nie wiem, czy kiedykolwiek się zastanawialiście, czemu Niemcy są potęgą? Taki urzędnik (w Niemczech przyp. Red.) nie myśli o sobie, on myśli o wszystkich. Wiedzą, że wszyscy razem (Niemcy jak naród przyp. Red.) jesteśmy kimś, w pojedynkę jesteśmy nikim” – Pan Antoni porównuje działalność niemieckich urzędników do działalności polskich. Jak dodał – on idąc do niemieckiego urzędnika, miał świadomość, że ten urzędnik niebo i ziemię ruszy, by mu pomóc i dostarczyć tego, co potrzebuje. Pan Antoni jest zdania, że urzędnicy na Zachodzie działają na korzyść całego narodu, a w Polsce pilnują wyłącznie swoich interesów.
„Wiecie panowie, jak ja się czuję? Jakie poważanie miałem właśnie u Niemców, u Żydów” – Podsumowuje Pan Antonii.
Przytoczył również wspomnienie, kiedy przez jednego arystokratę na Zachodzie został zaproszony do jego dworu. Jak powiedział, arystokrata ten poczęstował go winem, którego butelka kosztowała wtedy 2500 euro. A jak powiedział – w dzisiejszych czasach jest zbywany przez marszałków, wojewodów, posłów. Kiedyś miał wielkie poważanie wśród Niemców, Żydów, Polaków. Dziś musi żyć za 800 zł emerytury miesięcznie. Jego dzieła niestety odstraszają zainteresowanych ceną. Pomimo tego, że są arcydziełami, a ich wykonanie i detale to majstersztyk, Pan Antoni nie znajduje klientów.
Red. Kamil Dąbrowski / Maciej Walesiuk
Fot. Kamil Dąbrowski