„Piątka dla zwierząt” wzbudza emocje i sprzeciw rolników

„Piątka dla zwierząt” wzbudza emocje i sprzeciw rolników

„Piątka dla zwierząt” w Sejmie. Projekt ustawy o ochronie zwierząt, autorstwa Prawa i Sprawiedliwości, zakłada, między innymi, likwidację ferm zwierząt hodowanych z przeznaczeniem na futra.

O poparcie ustawy apelował ostatnio w mediach społecznościowych prezes Prawa i Sprawiedliwości – Jarosław Kaczyński.

Pod sejmem protestowali wczoraj rolnicy.

Przeciw ustawie, której twarzą jest Jarosław Kaczyński, opowiadają się Solidarna Polska, Konfederacja i PSL. Wątpliwości mają też posłowie Porozumienia. W związku z tym rośnie napięcie w Zjednoczonej Prawicy. Posłowie PiS-u odrzucili poprawkę Solidarnej Polski i Porozumienia według której zakaz hodowli zwierząt futerkowych miałby wejść w życie dopiero za 10 lat.

Aż 35 posłów PiS-u chciało wyrzucenia projektu do kosza już w pierwszym czytaniu.

 A oto głos podlaskiego rolnika Jacka Słomy. Gospodarz wyraził swoje zdanie w mediach społecznościowych.

Od kilku dni w sejmie leży projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, autorstwa młodzieżówki PiS, podpisany między innymi przez Jarosława Kaczyńskiego. Zanim mogliśmy przeczytać treść, docierały do nas (rolników) niepokojące fragmenty i wycinki przepisów, które po wprowadzeniu dość znacznie uderzyłyby w branżę rolną jako taką. Dziś, gdy już możemy przeczytać całą treść nowelizacji, z przykrością stwierdzam, że projekt jest jeszcze gorszy dla branży niż sądziłem. Po jego przeczytaniu nie mogę odpędzić się od przekonania, że jest to napisane językiem kompletnego laika i ignoranta. Do napisania kilku słów tak naprawdę zachęcił mnie (nieświadomie) znajomy dziennikarz, który w trakcie rozmowy na twitterze, zapytał, co tak naprawdę mi się nie podoba w proponowanych przepisach. Na twitterze trudno dyskutować, mając ograniczenie znaków. Dlatego robię to tutaj. Bartku, czytaj więc.
Zanim przejdę do najbardziej krzywdzących zapisów, chciałbym zauważyć, że większość osób biorących udział w debacie opiera się jedynie na emocjach. Nie jestem alfą i omegą, mogę się mylić. Jednak wolałbym aby argumenty drugiej strony odnosiły się nie do moich emocji ale do mojego rozumu. To rozemocjonowanie debaty wynika z tego, że miasto i wieś straciło ze sobą łączność. Kiedyś moi kuzyni przyjeżdżali do nas na wieś pomagać w żniwach. Widzieli i sami doświadczali czym jest praca na roli. Podobnie ci wnuczkowie, którzy odwiedzali i pomagali w gospodarstwach swoich dziadków. Wiedzieli, że jedzenie nie bierze się ze sklepu ale z gospodarstwa. Rozumieli także, naturalny cykl, polegający na tym, że tuczumy króliczka, żeby mieć pasztet na święta itd. Winą za ten „rozwód” należy obarczyć zarówno miasto jak i wieś. Młodzież dziś ma kompletnie inne priorytety. Wyjazd do dziadków to obciach. Zresztą te więzi rodzinne rozpadają się dziś coraz bardziej. Natomiast wieś się zmieniła. Rolnik to dziś przedsiębiorca. Mechanik, chemik, biolog, agronom, księgowy i menedżer w jednym. Korzystamy z nowoczesnych technologii, GPSów, kamer multispektralnych, analizujemy każdy metr kwadratowy pola. Mamy maszyny, które mogą pracować coraz więcej i szybciej. No i ten młody kuzyn z miasta zamiast nam pomóc to będzie się tylko plątał pod nogami, nie wiedząc w co włożyć ręce, jak obsłużyć komputer w ciągniku itd. Sam biję się w piersi, gdyż pracujemy tylko w 3 na areale ponad 400 ha i sam nieraz mówię, że nie potrzebujemy pomocy, bo nie wiem w czym ktoś tam mógłby nam pomóc. Dopiero dziś widzę, że to błąd.

Wracając do projektu nowelizacji ustawy:
1. Branża wołowa, drobiarska i zakaz uboju rytualnego.
W Polsce 350 000 gospodarstw hoduje bydło mięsne a blisko 40 zakładów zajmuje się ubojem rytualnym (na eksport). Zaś mięso z tego typu uboju to blisko 40 % całkowitego eksportu polskiej wołowiny (podobnie wygląda sytuacja z drobiem). Są to dane publikowane przez Związek Polskie Mięsa. Dochodzą już pierwsze informacje, że importerzy mięsa hallal/koszer, już wstrzymali swoje zamówienia, licząc na obniżki cen, które będą skutkiem wprowadzenia nowych przepisów. Szacuje się, że może to być 2-3 zł na kilogramie. Co dla branży pogrążonej w głębokim kryzysie może okazać się zabójcze. Przypominam także, że demografia jest nieubłagana. Społeczeństwa muzułmańskie są najszybciej przyrastającą grupą na świecie. W związku z tym rynek żywności halal określa się jako jeden z najszybciej rosnących rynków na świecie. W zeszłym roku jego wartość wynosiła 1,8 bln dolarów. W 2027 roku ma to już być 2,1 bln dolarów.

 

2. Branża futrzarska

Jest sporo wątków, tak jak i wcześniej, skupię się tylko na najważniejszych. Jesteśmy w światowej czołówce hodowli zwierząt na futra. Jest to branża dochodowa, świetnie się rozwijająca. Faktycznie nie pracują tu setki tysięcy osób ale to nie powód, by pozbawiać ludzi możliwości utrzymania rodzin, spłacania zaciągniętych kredytów i po prostu spokojnego planowania jutra. Zwierzęta w fermach futrzarskich są żywione głównie resztkami poubojowymi. Czyli tym, czego nie chcielibyśmy widzieć w naszych wędlinach a nawet parówkach. Po likwidacji tej gałęzi, coś z tymi odpadami trzeba będzie zrobić. Pozostaje tylko jedna opcja – utylizacja. Dosłownie mówiąc spalenie tych resztek. Jest to proces kosztowny (rynek wart blisko miliard złotych w Polsce) oraz pochłaniający sporo zużywanej energii. Tak się składa, że monopol na utylizację w Polsce mają firmy niemieckie. Dla nas rolników nie jest to odkrycie z ostatnich dni. Zaraz ktoś zapyta – a po co te futra? Przecież można się bez nich obejść! Jasne, tak samo jak można obejść się bez nowych spodni i koszulek szytych przez wietnamskie dzieci, bez pierścionka zaręczynowego z brylantem wykopanym przez niewolnika (w XXI wieku!), bez kawy zbieranej palcami afrykańskich dzieci. Do tego dodam, że brak tu konsekwencji, gdyż ciągle słyszymy o zaśmiecaniu środowiska, wprowadzamy papierowe słomki do napojów a niektórzy „ekolodzy” namawiają, by zamiast naturalnych, kupować plastikowe futra, które będą rozkładać się tysiąc lat a do ich wyprodukowania wyemitujemy kolejne gazy cieplarniane. Serio?

3. Poszerzenie kompetencji dla organizacji antyhodowlanych i zamach na własność

Jeśli pies ugryzie przechodnia, odpowiada za to właściciel psa. Jeśli czyjaś krowa wejdzie w szkodę innemu rolnikowi, odpowiada za to hodowca. De facto zwierzęta są własnością ludzi a szczególnie hodowlane. Stąd kolczyki na uszach owiec, kóz, krów, świń a także chip pod skórą psa/kota. Dlatego nie można nikomu odbierać jego własności bez prawomocnego wyroku sądu! Jestem przekonany, że TK a może wcześniej prezydent odrzuci/zawetują ten niegodziwy pomysł. W niedawnej przeszłości okazało się, że organizacje antyhodowlane zrobiły sobie niezły biznes na odbieraniu zwierząt rolnikom. Polegało to na tym, że rolnikowi bez wyroku sądu zabierano zwierzęta z posesji. W ten sposób organizacje wyłudzały pieniądze na rzekomą opiekę nad nimi. Dziwnym trafem część zwierząt po wyrokach sądów (które stwierdzały bezprawne działania tych organizacji) przepadała… Tak rozgrywały się tragedie polskich hodowców zwierząt. Dlatego bulwersuje mnie, że odpowiedzią na te patologie, jest zwiększanie kompetencji organizacje, które te patologie stworzyły… I do tego bez wyroku sądu w asyście policji…
Jak się mają czuć fachowcy, zatrudniony w instytucjach państwowych, które zostały powołane między innymi do kontrolowania dobrostanu zwierząt? Po co im były te magistry i doktoraty, skoro pierwszy lepszy aktywista po politologii (nie obrażajcie się, sam też skończyłem politologię), będzie mógł udawać specjalistę?

4. Producenci zbóż, pasz i inne branże obsługujące likwidowany sektor

Sam nie mam hodowli zwierząt. Choć marzy mi się kilka owiec i kóz, które w towarzystwie konia pasłyby się na pustych jeszcze łąkach. Policzyłem, że blisko 55% zeszłorocznych plonów sprzedaliśmy jako towar na paszę dla bydła, trzody i drobiu. Składają się na to głównie zboża i kukurydza (za sprawą kukurydzy w kolejnych latach ten wskaźnik miał w moim przypadku wzrastać). Do wczoraj nie wiedziałem, że jeden z odbiorców zajmował się hodowlą, którą w myśl przepisów, będzie musiał zlikwidować/przebranżowić. Jak łatwo zauważyć, towaru na rynku zbożowym będzie tyle samo, zaś odbiorców mniej. Przełoży się to na spadek i tak niskich cen zbóż na rynku krajowym (które o dziwo od 15 lat są odporne nawet na inflację, czyli jednym słowem za tonę takiej pszenicy, co roku mogę kupić coraz mniej środków produkcji). Podobnie będzie z innymi dostawcami produktów do hodowców zwierząt.

5. Utrzymywanie zwierząt bez ochrony przed warunkami atmosferycznymi

W myśl nowych przepisów, każde zwierze musi mieć „dach nad głową”. Mam wielu znajomych, którzy prowadzą hodowlę bydła mięsnego w tak zwanych wiatach. Są to zazwyczaj zwierzęta z ras tak zwanych „samoobsługowych”. Same się cielą, przebywają na ogromnych łąkach, piją wodę ze stawu (zimą z niezamarzających poideł). Kiedyś zapytałem znajomego (była zima -10 stopni Celsjusza) – dlaczego nie chowają się do pustej obory, tylko łażą po śniegu? Odpowiedział mi, że ta rasa tak ma. Im wystarczy woda, żywność i przestrzeń. Dach nad głową mimo, że był, to one i tak do dziś wolą babrać się w mrozie na śniegu. Przepis jest nieprzystający do realiów dzisiejszej hodowli zwierząt. Piszący to laik pamiętał pewnie jak przez mgłę, babciną krówkę mleczną i porównywał ją do kota, który uwielbiał się wygrzewać przy piecu. Prawdziwą perełką jest także obowiązek dostępu do światła. Są specjalne działy produkcji rolnej zajmującej się hodowlą zwierząt i małych organizmów, które aby nie zginęły, muszą być od światła odizolowane.

6. Zakaz wykorzystywanie zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych

W zeszłym roku gdy byliśmy w cyrku, moim córkom najbardziej spodobała się papuga. Po występie koniecznie chciały sobie z nią zrobić zdjęcie. Sympatyczny człowiek, który nauczył je wielu sztuczek, wyglądał jakby był z nimi zżyty od zawsze. Skakały z ramienia na ramię, stawały w piramidkę no i oczywiście gadały. W przyszłym sezonie, ten człowiek będzie musiał znaleźć sobie nowe zajęcie. A ptaki?
W tym miejscu najciekawsza jest argumentacja ustawodawcy. Mianowicie pisze on o schorzeniach i lękach jakie wywoływane są u zwierząt w wyniku tresury. „Zaburzenia w motoryce, przewlekłe urazy, stany zapalne stawów, zaburzenia psychiczne” itd. Rozumiem, że autor projektu zapomniał dopisać psów wykorzystywanych na potrzeby wojska, policji, straży granicznej czy też służb ratunkowych/poszukiwawczych. No chyba, że mój pies jest lepszy niż twój.

 

Jest jeszcze dużo do opisania. Takie rzeczy jak:
– prowadzenie schronisk
– trzymanie zwierząt na łańcuchach czy w kojcach
– krótkie vacatio legis
– brak odszkodowań dla pokrzywdzonych hodowców
– rada do spraw zwierząt
ITD.

Na koniec. Nie wszystkie konsekwencje zmian możemy przewidzieć już teraz. Znajdą się takie, które zaskoczą nas za miesiąc, czy też za rok. Jeśli zwierzętom gdzieś dzieje się krzywda, są od tego powołane służby i instytucje, które mają obowiązek reagować. Zaś ciemiężyciele i sadyści powinni być bezwzględnie karani. Smucie mnie, że w myśl politycznej poprawności, wielu znajomych, którzy prywatnie myślą podobnie jak ja, boją się zabrać głos we własnym środowisku i prewencyjnie stosują autocenzurę. Wyjątkiem jest minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski Poseł na Sejm RP, którego uważam, za człowieka honoru i w tym miejscu dziękuję za zrozumienie i obronę polskiego rolnika. Kłaniam się w pas i proszę o jeszcze więcej odwagi. Nie łudźmy się, postulaty, które głoszą środowiska antyhodowlane nie zostaną zaspokojone. Dziś chodzi o ubój rytualny i futerka, jutro o trzodę, drób a na końcu aż strach pomyśleć…

 

Red. OKO

Fot. archiwum

Jacek Słoma Facebook

4 1 vote
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy