Proces policjantów oskarżonych w związku z interwencją; zatrzymany zmarł

W procesie czterech oskarżonych policjantów sąd przesłuchiwał we wtorek świadków. Syn był uzależniony od środków odurzających, dochodziło do aktów agresji – przyznała matka 24-letniego mężczyzny, który stracił przytomność i zmarł podczas policyjnej interwencji w Białymstoku.

Prokuratura oskarżyła funkcjonariuszy m.in. o przekroczenie uprawnień.

Do interwencji policyjnej, której dotyczy ten proces, doszło wczesnym rankiem 25 maja 2023 r. przy ul. Wierzbowej w Białymstoku. Osoba zawiadamiająca policję mówiła o mężczyźnie, który wbiega między samochody, próbuje je zatrzymywać, a gdy te staną, szarpie za klamki i próbuje do nich wsiadać.

W interwencji brało udział czterech młodych policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. Pierwszy patrol wezwany na miejsce zatrzymał 24-latka i próbował go obezwładnić, bo mężczyzna był agresywny i się wyrywał. Policjanci założyli mu kajdanki z tyłu. Kolejny patrol ich wspierał i pomagał. Dwaj policjanci mieli kamery nasobne. Nagrania zostały zabezpieczone w śledztwie.

W pewnym momencie w trakcie tej interwencji mężczyzna stracił przytomność. Wezwano karetkę pogotowia, ale ratownicy stwierdzili zgon. Po sekcji zwłok okazało się, że 24-latek był pod wpływem substancji psychoaktywnych.

Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce (Mazowieckie). Zarzuciła policjantom przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w związku z tą interwencją, nieudzielenie pomocy zatrzymanemu i narażenie go na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

W ocenie prokuratury wobec zatrzymanego – co do którego było przypuszczenie, że jest pod wpływem środków odurzających lub substancji psychotropowych – użyte zostały nieadekwatne środki przymusu bezpośredniego i siła bez zachowania szczególnej ostrożności. Zarzut dotyczy też tego, że gdy zatrzymany był nieprzytomny, nie zdjęto mu kajdanek założonych na ręce z tyłu i nie udzielono mu niezwłocznie pomocy.

W śledztwie prokuratura posiłkowała się m.in. zeznaniami świadków, opinią biegłego patomorfologa, opinią z zakresu ratownictwa medycznego i biegłych w zakresie oceny postępowania funkcjonariuszy w toku podjętej interwencji i zasadności użycia środków przymusu bezpośredniego. Oceniła przy tym, że policjanci przeszli stosowne przeszkolenie dotyczące stosowania środków takiego przymusu, ale też udzielania pomocy, ale się do nich nie zastosowali.

Policjanci nie przyznają się do zarzutów. Na wtorkowej rozprawie przed Sądem Rejonowym w Białymstoku nie byli obecni.

Sąd przesłuchiwał świadków. M.in. matkę zmarłego, która ma w sprawie status oskarżycielki posiłkowej. Jak mówiła, jej syn od rozpoczęcia nauki w gimnazjum był uzależniony od środków odurzających; ostatnio nie mieszkał z nią. Mówiła, że starała się skłonić go do leczenia z uzależnienia, ale bezskutecznie, pobyty w ośrodkach nie przynosiły efektów.

Kobieta widziała go dzień przed jego śmiercią. – Zachowywał się dziwnie, chyba był pod wpływem jakichś środków – zeznała. Twierdziła, że wobec niej bywał agresywny jedynie słownie, nigdy fizycznie. Przyznała się, że jednak bała się czasami, gdy na nią krzyczał, wtedy wzywała policję.

Jednak z zeznań, które złożyła w śledztwie wynika, że z powodu zachowań jej syna (pod wpływem nie tylko narkotyków, ale też alkoholu) rodzina miała założoną przez policję tzw. niebieską kartę, a on sam miał na koncie wyrok za kradzieże i znęcanie się; w miejscu, gdzie mieszkał, skarżyli się na niego sąsiedzi, bała się go rodzina.

– Wiedzieli, że bierze narkotyki; bali się towarzystwa, z którym się zadawał – powiedziała przed sądem. – Zawsze go kochałam i chciałam jak najlepiej, nie był ideałem. Próbowałam go wyleczyć i być może udałoby mi się, ale nie zdążyłam – dodała na koniec.

Wśród zeznających świadków była kobieta, która tego dnia ok. 5.30 rano jechała ulicą Wierzbową do pracy. Gdy zatrzymała się, bo inne auta też stanęły, chłopak podbiegł do jej samochodu i wsiadł na miejsce pasażera za nią. Wtedy ona szybko wysiadła zabierając kluczyki i torebkę, zaczęła na niego krzyczeć. On przesiadł się na fotel kierowcy, zachowywał się tak, jakby próbował samochód uruchomić, ostatecznie wysiadł i poszedł w stronę nadjeżdżającego autobusu.

Kobieta mówiła, że chłopak był „kompletnie nieobecny” i nie było z nim kontaktu, miała wrażenie, że jest pod wpływem środków odurzających. Miał też mokre ubranie, był ubłocony. Jak mówiła, pomyślała potem, gdy udało jej się odjechać, że musiał wpaść do wody w pobliskiej rzeczce Białej lub przeszedł przez nią.(PAP)

Red. OKO

PAP regiony

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy