Z Krakowa przez Wiedeń na Podlasie. Szewc, który chodzi w butach!

Kiedy w butach naszych dziadków i rodziców uszkodził się flek albo zamek, zamiast wyrzucać, zanosili je do naprawy. Tak było dawnej. Teraz dostępność i stosunkowo niska cena obuwia sprawiły, że wolimy kupić taniej, a częściej. To, co zepsute, trafia do kosza i ustępuje miejsca kolejnemu. Idąc ulicą coraz rzadziej natkniemy się na szyldy z napisem „szewc”. A jeżeli takie zakłady są, to pracują w nich rzemieślnicy „starej daty”. Wiedzą i pamiętają o nich nieliczni, z reguły starsi. Szewc to zawód „na wymarciu”. Na horyzoncie nie widać chętnych, którzy zajęliby ich miejsce. Pan Mirosław Ciupek z Krakowa przez Wiedeń trafił do Zabłudowa. I od lat udowadnia, że szewc nie klnie, nie pije i do tego chodzi w butach!

Urodził się w Krakowie. Po raz pierwszy na Podlasie przyjechał w 1990 roku. A trafił tu, bo nad polskim Bałtykiem poznał miłość swojego życia. Na stałe w podbiałostockim Zabłudowie osiedlił się, wraz z małżonką, w 1996 roku. I od razu otworzył swój zakład szewski, który obecnie mieści się przy ul. Surażskiej 32.

„To jest mój zawód. Lubię tę pracę. Jestem z niej zadowolony, chociaż jeżeli chodzi o stronę ekonomiczną, to kiedyś były lepsze czasy. Wydaje mi się, że do emerytury uda mi się jednak dociągnąć” – uśmiecha. „Przychodzą różni klienci. Wszystkim staram się służyć i pomagać. I ci ludzie są za to wdzięczni i zawsze dobrym słowem człowieka pokrzepią, dodadzą otuchy do wykonywania tego dzieła” – dodaje.

Pan Mirosław zawodu uczył się w Krakowie. Jak podkreśla, u bardzo dobrego majstra, w warsztacie z tradycjami. Później los zawiódł go aż do Wiednia.

„Tam również trafiłem m.in. do bardzo dobrej firmy zajmującej się produkcją obuwia ortopedycznego. Te 8 lat spędzonych w Wiedniu wiele mi dało. Z Wiednia z kolei trafiłem do Zabłudowa” – opowiada.

Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają, trendy się zmieniają

Szewc przyznaje, że jego rzemiosło dziś jest już na wymarciu. Młodzi ludzie niekoniecznie garną się do tego zawodu

„To jest smutne, że młodzi ludzie nie garną się do rzemiosła i obawiam się, żeby nie przyszły takie czasy, kiedy strumień obuwia z zagranicy się urwie, a my zostaniemy bez zakładów obuwniczych, bez rzemiosła, a przede wszystkim bez tej wykwalifikowanej, fachowej siły, która w przyszłości by te niszę wypełniła” – mówi zmartwiony.

Masowa produkcja obuwia również przyczyniła się do zaniku tego zawodu. Dziś wolimy kupić słabej jakości, ale nowe, niż naprawiać zepsute, ale porządne.  

„Na pewno przyczyną tego jest to, że płynie do Europy cały czas rzeka obuwia z Chin, z krajów azjatyckich. To obuwie jest słabej jakości i niejednokrotnie nie nadaje się do naprawy, albo nie opłaca się tego robić. Kolejną przyczyną, którą obserwuję od pewnego czasu, jest tzw. 500 +. Młode kobiety, młode matki nie przychodzą naprawiać uszkodzonego obuwia twierdząc, że po co mają je naprawiać, skoro mają pieniądze, za które mogą kupić nowe. Te pary, które są zużyte, trafiają do śmieci. To nie jest dobra rzecz, bo to jest tylko generowanie śmieci i zanieczyszczanie naszego środowiska hałdami surowców. Za to starsi ludzie mają w nawyku, by kupować dobre obuwie, skórzane. Oni też dbają o nie i naprawiają. Na dzień dzisiejszy oceniam, że 85% moich klientów to ludzie starsi” – podsumowuje pan Mirosław.

Kto, jak nie szewc!?

Jest piątek, czyli dzień, kiedy zakład pana Mirosława jest otwarty. W Zabłudowie i okolicach znają go chyba wszyscy. Co chwilę naszą rozmowę przerywają kolejni klienci. Przychodzą z uszkodzonymi butami, z zepsutymi zamkami. Każdy witany jest z uśmiechem i wielką życzliwością. Niektóre naprawy zabłudowski rzemieślnik wykonuje „od ręki”, na inne, wymagające więcej czasu, trzeba poczekać do wtorku, bo wtedy po raz kolejny otworzy swoją pracownię. W pozostałe dni pracuje na białostockim osiedlu Słoneczny Stok.

„Kiedyś, jak psuły się zamki u dzieci w plecakach, to zawsze pan Mirosław naprawiał. Krawcowa tego nie zrobi, tylko szewc. Szewc jest bardzo potrzebny! Kiedy pantofle są jeszcze dobre, a tylko obcas się zepsuje, to po co kupować nowe, wystarczą nowe fleki. No a kto je założy, jak nie szewc” – mówi pani Dorota.

Poza różnego rodzaju naprawami obuwia zdarzały się również i nietypowe zlecenia.

„Zszywałem kiedyś skrzydła motolotni. Oczywiście nadzór techniczny kontrolował moją pracę. To jest taka satysfakcja, że gdzieś ta motolotnia przeze mnie naprawiana w górze fruwa” – opowiada zadowolony.

Nie klnie, nie pije i chodzi w butach!

Pan Mirosław w niczym nie przypomina szewca znanego z anegdot. Chodzi w butach, zamiast przekleństw dla każdego ma ciepły uśmiech, a szewskie poniedziałki wspomina raczej z przymrużeniem oka.

„To powiedzenie „szewski poniedziałek”  – nie wiem, czy to wszystko jest związane tylko z polską tradycją, że cały tydzień „Haru, haru a w sobotę: hop do baru!”. Myślę , że dzisiaj te tendencje się zmienią i już takiego pijaństwa na umór nie ma i to nie tylko wśród szewców, ale w ogóle. Idzie ku lepszemu” – żartuje.

„Mam sporo par butów, niektóre są szczególnie ulubione. Dbam o nie, bo niestety widzę, że z wiekiem człowiek stawia przed wszystkim na wygodę. Mam wiele fajnych par, w których dawniej mogłem chodzić, a dziś już nie dam rady. Pochwalę się np. parą, którą zrobiłem jeszcze jako nastolatek w Krakowie, pod okiem mistrza Zenona Rosy, w warsztacie, w którym uczyłem się zawodu. Są skórzane, szyte pasowo. To jest moje pierwsze pasowe szycie w życiu i mam do nich wielki sentyment” – pokazuje z dumą własnoręcznie wykonane obuwie.

Doświadczony szewc może z butów wyczytać wiele o jego właścicielu.

„Po obuwiu można dużo powiedzieć o właścicielu tego obuwia. Czy ten właściciel jest człowiekiem spokojnym, nerwowym, czy dba o to obuwie i o tę estetykę, albo nie dba i jest mu to zupełnie obojętne” – wylicza.

„A, jak się już buty zużyją, to do pieca”

Rzemieślnik podkreśla, że najlepsze buty, to buty skórzane. I właśnie takie poleca swoim klientom.

„Buty skórzane są zdecydowanie zdrowsze dla stopy, dla skóry. Noga się w nich nie poci, nie pojawiają się przykre choroby. Skóra jest produktem naturalnym. Teraz promowana jest tzw. skóra ekologiczna, a to nic innego, jak tworzywa sztuczne, które bardzo niszczą dorwie człowieka i naszą planetę. Wbrew pozorom wyprodukowanie tworzyw sztucznych, czyli chemii, bardzo szkodzi planecie.  Najpierw sam proces produkcji, a później proces utylizacji tych tworzyw sztucznych. To jest duży problem” – ubolewa pan Mirosław. „Starsi ludzie mają jeszcze w nawyku mówić, że jak już się buty zużyją, to można je wyrzucić do pieca. 80, czy nawet 50 lat temu te buty można było wrzucić do pieca, bo były w 100% procentach skórzane, dziś w 90% to tworzywo sztuczne, plastik. I napominam kogo tylko mogę, że absolutnie nie wolno palić obuwia, bo jest to strasznie toksyczne dla środowiska. Obuwie skórzane, jeżeli się je konserwuje, dba, pastuje, to może służyć wiele lat a w ten sposób możemy się wystrzegać nadmiernego konsumpcjonizmu i szkodzenia sobie i planecie” – poucza.

Najważniejszą częścią pracy zabłudowskiego szewca jest pomoc ludziom – z chorobami stóp, po wypadkach, z różnym stopniem niepełnosprawności.

„Tutaj, na Podlasiu, widzę, że jest duże zapotrzebowanie na obuwie ortopedyczne. Nie ma już zakładów ortopedycznych. W Białymstoku został może jeden albo dwa. Najbardziej radosną i budującą sprawą jest widzieć wdzięczność tych ludzi, a niekiedy nawet i łzy radości” – zauważa.

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

5 1 vote
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ewelina

Świetny artykuł! Znam tego szewca i wielokrotnie naprawiałam u niego buty. Pracuje w Białymstoku na ulicy Witosa 34.

Partnerzy