Tak się ora na Podlasiu!
Orka na początku listopada, bułka z makiem na obiad i humor prosto z pola — w skrócie: jesienna
orka w Bronowie.
Listopad w gospodarstwach nie oznacza jeszcze końca pracy. Na polach w okolicy Bronowa
słychać charakterystyczne „Wio, gniady!”, a to znak, że Jarosław Rogalski znów wsiadł na swój
traktor… albo jak sam żartuje — czasem wyjdzie, pobiegnie obok i ściga się z maszyną, jak kiedyś
z końmi.
— Wio, gniady, dajesz! Tak się ora na Podlasiu! Elegancko, dobrze się ora! — zaczyna rolnik,
prowadząc ciągnik z pługiem z taką lekkością, jakby robił to od zawsze. I rzeczywiście — jak
podkreśla — ora od dziecka.
Jarek ora długo i równo. Tak równo, że jak sam żartuje:
— Wziąłem poziomicę ze sobą. Równo, ładnie, bardzo ładnie, aż muszę siebie pochwalić.
Rolnik zauważa, że ktoś musi się narobić, żeby inni mieli co jeść:
— Wszyscy nie mogą lekko żyć. Musi ktoś pracować, żeby w mieście mieli świeże bułki z makiem
na śniadanie.
Pogoda nie rozpieszcza, bo to już listopad.
— Zimno tu u Ciebie! Ogrzewanie działa? — pyta Agnieszka, która odwiedziła męża na polu.
Ale Jarek jest przygotowany:
— No skąd! Mam farelkę — odpowiada gospodarz z uśmiechem.
Jarek wspomina, że jego dziadek „jednym koniem cztery pługi orał”
— Niektórzy to podorywki robią… A ja głęboko oram, żeby obornik wyciągnąć z dołu. Mój
dziadek umiał orać, ojciec mnie wyszkolili. Dziadek był dobry komandos — jednym koniem cztery
pługi orał.
Mimo natłoku pracy, Jarka nie opuszcza dobry humor.
— Gęsi dzikie widziałem, żyta wyżerają. Też głodne — przylatują na obiad. Dzisiaj skończę, bo w
sobotę na wesele idziemy z Agnieszką. Muszę jeszcze smoking odebrać z pralni. Trochę śmiechem,
trochę żartem — i się zora do nocy – podsumowuje gospodarz.
Red. Marta Śliwińska
Fot. Marta Śliwińska Podlaskie24.pl

