Jan Szarkiel z Ciełuszek: To jest nasza architektura, taka inna.

Jan Szarkiel z Ciełuszek: To jest nasza architektura, taka inna.

Człowiek powinien robić coś przez całe życie, żeby się nie wstydzić na stare lata, że był leniem. Żadna praca nie hańbi. Każda praca powinna mieć szacunek w oczach innych osób, a tym bardziej w oczach osoby, która ją wykonuje. Bo jeśli ktoś robi to z przymusu i udaje, że pracuje, to pożytku z tego nie będzie” – przekonuje pan Jan Szarkiel. Przykuwające wzrok okiennice, precyzyjnie wycinane nadokienniki i podokienniki, wiatrownice, narożniki, wyjątkowe elewacje domów oraz ich szczyty – takie kunsztowne zdobnictwo powstaje w pracowni twórcy z Ciełuszek.

Z drewnianą architekturą pan Jan zetknął się w latach 90. XX wieku.

„Z kolegami zajmowaliśmy się pracami wykończeniowymi. Poznałem wówczas pana Aleksego Ryżyńskiego z Wojszek, który akurat wstawiał swoje elementy na jednym z budynków. Wtedy przyjrzałem się tej pracy bliżej i zainteresowałem się nią. Pierwsze 3-4 wzory wziąłem do sobie z myślą, że może się kiedyś przydadzą. I od tego się wszystko zaczęło” – sięga pamięcią wstecz.

Jestem bogatym człowiekiem!

Mężczyzna wychował się w Domu Dziecka w Krasnem. Do dziś odwiedza to miejsce kilka razy w roku.

„Kiedy byłem na jednym ze spotkań wigilijnych, to oznajmiłem dzieciom, że są moimi braćmi i siostrami. Powiedziałem im, że ja również tam się wychowałem, a skoro tak, to wszyscy jesteśmy rodziną. Jestem w sumie bardzo bogatym człowiekiem, bo mam aż trzy domy. Pierwszy to ten, w którym się urodziłem, ale którego fizycznie już nie ma. Drugi to ten, w którym się wychowałem, czyli Dom Dziecka w Krasnem, a w trzecim mieszkam teraz. To moje bogactwo. Innego nie mam, ale jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem” – mówi wzruszony twórca z Ciełuszek.

Pan Jan wspomina również, że przed laty, kiedy wychowankowie domu dziecka osiągali pełnoletniość, musieli go opuścić i zadbać o swoją edukację zawodową. Mieszkaniec Ciełuszek pracował w budownictwie – najpierw fizycznie, później w nadzorze. Do tego 8 lat spędził za granicą, w krajach arabskich – m.in. w Iraku, Sudanie i Emiratach. Po powrocie do kraju zajął się remontami, modernizacją a nawet przesuwaniem domów drewnianych w Puszczy Białowieskiej.

Cieśla inspiruje się tradycyjnym zdobnictwem Podlasia, ale urzeczywistnia też pomysły własne, jak i klientów.

„Bazuję na informacjach z bardzo dobrej książki Artura Gawła „Zdobnictwo drewnianych domów na Białostocczyźnie”. Czasami coś sugeruję klientom z tych wzorów. Oczywiście nie mam pełnego wzornictwa, jeżeli chodzi o tzw. podkłady. Inna sprawa, że trzeba też się dostosować, bo standardowy wymiar okna w budownictwie lokalnym jest granicach „setki”, a nadokiennik 105 cm. W tej chwili ona są różne. Mają 120 – 140 cm. I z tego modelu dopasowujemy, roimy szablony. Około 70 procent to są własne wzory. Zależy też od życzenia klienta. Czasami odbiegają one trochę od lokalnej tradycji, są nieco inne, baza wyjściowa pomysłu jest taka sama, jak tutaj” – wyjaśnia twórca.

Obcy dbają bardziej?

Pan Jan mieszka w Ciełuszkach od ponad dwudziestu lat i przez ten czas bacznie obserwował, jak zmieniało się podejście ludzi do bogatej architektury drewnianej tych terenów. A zmieniało się bardzo.

„Przykład Trześcianki, bo to jest wyraźna i duża wieś przelotowa w okolicach Zabłudowa. Widziałem tę wieś 30 lat temu i wtedy upadała. Był taki czas, że myślałem, że już nastąpi jej koniec. Potem zaczęła się podnosić i to prawdopodobnie dzięki tym, którzy zaczęli kupować tam domy. Był okres, że pokolenie, które nabyło tę własność po rodzicach, nie interesowało się nią. Byli zainteresowani, aby jak najszybciej to sprzedać, w sumie za niewielkie pieniądze. Teraz następuje powrót tych spadkobierców – po rodzicach, dziadkach, pradziadkach. Pojawiają się też ludzie z innych terenów. I oni bardzo dbają o tę naszą lokalną kulturę i drewnianą architekturę. Ci, którzy są tutaj od pokoleń, czasami stawiają domy zupełnie niepasujące do tradycyjnej zabudowy. A najgorzej kiedy obijają je dodatkowo sidingiem. Miałem dwóch klientów, którym powiedziałem, że wykonam im zlecenie, jeżeli się go pozbędą, bo to hańba. Jeden się dostosował, a drugi niekoniecznie” – opowiada rzeźbiarz.

Artysta rozkochany w drewnianej architekturze Podlasia podkreśla, że najbardziej ceni tych, którzy szanują lokalne tradycje.

„Najbardziej cieszy mnie to, że ludzie z zewnątrz, niemający żadnych powiązań z tymi terenami, są pozytywie zaskoczeni wszystkim. Nie dlatego, że ja to robię, ale dlatego, że to jest nasza architektura, taka inna. I są wsie o zwartej zabudowie, jak Trześcianka, czy Soce. A najlepszym wzorcem są Wojszki. Czasami turyści pytają mnie o Krainę Otwartych Okiennic, ale każę im jechać dalej – przez Pawły, Ryboły, Wojszki. Tam jest zagłębie tych domów. I czasami dzwonią do mnie później i mówią, że dobrze ich pokierowałem. I całe szczęście, że to nie ginie. Chociaż mam kilka elementów, przedwojennych wzorców, które autentycznie zabrałem spod siekiery i posklejałem” – zauważa twórca.

Obejrzyj film o cieśli z Ciełuszek

 

 

 

Marzenia i potrzeby klientów

Pan Jan bacznie obserwuje swoich klientów. A ci bywają różni i mają różne, niekiedy zaskakujące pomysły. U hodowcy koni symboliczne ptaki na nadokiennikach ustąpiły miejsca koniom, a w starym młynie królują dekoracje w formie kłosów zbóż.

„Czasami zdarza mi się osoba zleca mi wykonanie pewnego projektu, ale jest niezdecydowana. Z jednej strony może to i dobrze, bo każdy chce mieć każdy następny dzień inny niż mijający, ale na budynku nie da się tego zrobić. Jeżeli nie są z siebie zadowoleni, to mówię im, że nie ma problemu, za pół roku mogę im zrobić kolejne zdobienia” – żartuje. „Są sytuacje, że klient znajdzie jedno zdjęcie, drugie, a najgorzej z Internetu, ze stu miejsc i chce, żeby złożyć to w całość. Mówię wtedy, że tak się nie da, bo to pasuje do siebie, jak kwiatek do kożucha. Wtedy musimy uzgodnić, jak ma wyglądać finalny efekt.  Jeżeli efekt końcowy jest dla klienta korzystny i jeżeli klient jest zadowolony, to bardzo często i ja jestem zadowolony” – dodaje.

Dekoracje wykonywane przez rzemieślnika z Ciełuszek przede wszystkim zdobią domy od zewnątrz, ale trafiają też do wnętrz.

„Miałem ciekawe zlecenie od Katarzyny Golec, żony jednego z braci Golców. Przyjechała do mnie, kiedy budowali dom. I połowa tego domu miała być zachowana w stylu góralskim, ale kuchnia musi być w innym stylu. Zrobiłem więc nadokienniki, które zawisły nad oknami wewnątrz budynku” – relacjonuje.

Bywają też takie zlecenia, których twórca nie przyjmie.

„Na dzień dzisiejszy to są dwie rzeczy, których wycięcia się nie podejmę – orła carskiego i swastyki niemieckiej. A miałem taką propozycję!” – oznajmia.

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

5 3 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy