Gangi Białegostoku. Jak wyglądała mafia w latach dziewięćdziesiątych?

Lata 90. w Polsce były bardzo trudnym okresem. Odnowiona Rzeczpospolita i jej obywatele rozpoczęli życie w nowej rzeczywistości „wolnego” kraju, bez centralnie planowanej gospodarki. Większość z nich przystosowała się do zmian i rozpoczęło życie w duchu kapitalizmu. Wadą przekształceń ustrojowych, była jednak słaba organizacja administracji. Prowadziło to do wielu problemów, między innymi z bezrobociem i niedociągnięciami w funkcjonowaniu policji. Okazję zwąchali ci mniej uczciwi obywatele, wierząc w nieuchwytność i łatwy zysk. Pojawiły się gangi i mafie. Największą sławę miały mafie Pruszkowska i Wołomińska, działające głównie w województwie mazowieckim. Podlasie nie zostało jednak z tyłu – również mieliśmy „swoich” gangsterów i w dodatku, to właśnie w stolicy naszego województwa był sądzony Henryk Niewiadomski, ps. „Dziad” – przywódca gangu ząbkowskiego, powszechnie mylnie określany liderem mafii wołomińskiej.

 

Dariusz J. – ps. „Żaba”

Był pierwszym w Polsce świadkiem koronnym. Wcześniej pracował w białostockich dyskotekach jako ochroniarz. Policja notowała go za drobne przestępstwa i bójki, a w swoim środowisku nie cieszył się zbytnim szacunkiem. Mimo to, w listopadzie 1998 roku otrzymał status świadka koronnego. Na podstawie jego zeznań, udało się zatrzymać wielu białostockich gangsterów oraz członków grupy wołomińskiej. Łącznie wystawił policji 40 osób, w tym Sławomira Z., ps. „Mycha”. W 2002 roku stanął przed sądem, za wydarzenia z roku 1995. Wówczas miał przyjąć zlecenie zastraszenia białostoczanina. Wraz ze wspólnikiem mieli wywieźć ofiarę za miasto, a tam postrzelić ją w którąś z kończyn. Zleceniodawca przekazał broń, a Dariusz J. wziął do pomocy dwóch kolegów. Akcja się jednak nie udała, gdyż mężczyzna, który miał być celem, nie pojawił się w miejscu „łapanki”. Dariusz J. odstąpił od wykonania zadania, a pistolet, który posiadał, sprzedał za czterysta dolarów – i o to finalnie został oskarżony.

 

Sławomir Z. Ps. „Mycha”

„Mycha” w sądzie – źródło: Wykop.pl

W drugiej połowie lat 90. był liderem grupy przestępczej, dokonującej wymuszeń na białostockich właścicielach restauracji. Kontrolował agencje towarzyskie oraz dokonywał rozbojów z użyciem broni palnej. „Mycha” wraz ze swoimi podwładnymi wywozili ofiary do lasów, a tam dokonywali zastraszeń, używając przy tym pistoletów oraz innych narzędzi. Wpadł po zeznaniach „Żaby” i trafił za kratki w 1999 roku. Nie przyznawał się do winy, mówiąc przed sądem:

„Żadnej grupy nie zakładałem, tym bardziej zbrojnej. To gazety przedstawiają mnie jako wielkiego mafiozo”

Sławomirowi Z. nie pomogły jednak zeznania „Żaby”, który powiedział, że został przez niego i jego ludzi brutalnie pobity i zastraszony. „Żaba” bowiem, miał w marcu 1998 roku zażądać od właściciela sklepu obuwniczego – który to sklep znajdował się w jednym z białostockich hoteli – haraczu. Niedoszła ofiara „Żaby” była jednak przezorna. Skontaktowała się z innym gangsterem – właśnie Sławomirem Z.

„Mycha” wraz z kilkoma mężczyznami, w tym obecnie popularnym aktorem, Tomaszem O., miał czekać na Dariusza J. pod sklepem. Tam mężczyźni mieli go złapać, wywieźć za miasto i brutalnie pobić. Za ten czyn, przestępcy dostali 2 lata i 8 miesięcy więzienia. Sam „Mycha” natomiast otrzymał finalny wyrok w 2002 roku, razem z resztą swojego gangu. Gdy sąd ponownie rozpatrzył sprawę, wyroki – początkowo od 1,5 do 8 lat – zmniejszono. Dla większości przestępców oznaczało to wyjście na wolność, gdyż wyrok odsiedzieli już w aresztach. Sławomir Z. wyszedł dopiero w 2004 roku.

 

To nie był jednak koniec przestępczej przygody „Mychy”.

W 2009 roku został oskarżony o prowadzenie przestępczej działalności od 2003 roku. Co ciekawe, wtedy odbywał jeszcze wyrok. Grupa miała zajmować się stręczycielstwem i handlem narkotykami. Sławomir Z. Nie przyznał się jednak do winy. Twierdził przed sądem, że wiele osób podszywało się pod niego, prowadząc nielegalne interesy niezwiązane z jego osobą i wykorzystując jego popularność. Na sam koniec powiedział, że po wyjściu na wolność marzył, żeby „drzewa czy trawki dotknąć”, a nie zakładać grupę przestępczą.

 

Henryk Niewiadomski, ps. „Dziad”

„Dziad” na sali sądowej – źródło: nasygnale.pl 

Nie pochodził z Białegostoku, ani nawet z Podlasia. Wiele osób mylnie twierdzi, że przewodził grupie wołomińskiej, choć tak naprawdę był liderem gangu ząbkowskiego. Był jednak sądzony w stolicy Podlasia, po zeznaniach „Żaby”. Dariusz J. twierdził, że otrzymał od niego zlecenie na zabójstwo pruszkowskiego bossa, w ramach zemsty za zabójstwo brata „dziada”. Znany gangster został zatrzymany we własnym domu. Proces „Dziada” odbił się szerokim echem w mediach, głównie przez jego zachowanie na Sali sądowej. Gangster obrażał sędziego i prokuratorów, pluł i rzucał przedmiotami w dziennikarzy. Trafił do aresztu w Hajnówce, a później przeniesiono go do aresztu w Białymstoku.

Areszt Śledczy w Białymstoku – tutaj był osadzony „Dziad”

 

Leszek K. Ps. „Kucharz”

W 1998 roku założył gang, który terroryzował białostockich restauratorów. Mimo stosunkowo krótkiego czasu działania, grupa zdążyła narobić sporo szumu. Przez rok dokonywali rozbojów na właścicielach restauracji, grożąc pobiciem i zdemolowaniem lokali. W marcu 1998 roku zdewastowali restaurację w centrum, wymuszając tym samym haracz w wysokości 300 dolarów na przedsiębiorcy. Na osiedlu dziesięciny również znaleźli ofiary, które im płaciły. Właściciela klubu w okolicach dworca natomiast, brutalnie pobili kijem do bilarda.

Sąd okręgowy w Białymstoku nie miał litości. Przestępcy otrzymali kary od 3 do 15 lat pozbawienia wolności, a „Kucharz” dostał najwyższy wyrok. Na tym się jednak nie skończyło. Podczas odsiadki w areszcie, zlecił grypsem zabójstwo szefa ochrony aresztu, ponieważ ten nie pozwalał mu posiadać telefonu komórkowego. Do zabójstwa jednak nie doszło, gdyż wykonawca wyroku – wtedy znajdujący się na przepustce Sławomir R. ps. „Woźny”, zgłosił sprawę na policję, licząc na zmniejszenie wyroku.

Sąd Okręgowy w Białymstoku – to tutaj był sądzony „Kucharz”

 

Leszek K. Wyszedł z więzienia w 2012 roku, a zaledwie rok później znów stanął przed sądem.

W lutym 2013 roku udał się ze swoim bratem na targowisko przy ulicy Kawaleryjskiej. Podszedł do jednego z właścicieli straganów i uderzył go w twarz. Po ciosie zażądał zwrotu rzekomej pożyczki. Ofiara odmówiła, a ten chciał w zamian za dług straganu. Nie uznawał sprzeciwu i zakomunikował, że dług wzrośnie trzykrotnie w przypadku odmowy. Dzięki świadkom zdarzenia udało się postawić mężczyznom zarzuty – żaden jednak nie przyznał się do winy.

Targowisko przy ulicy Kawaleryjskiej

Red. Kamil Dąbrowski

Fot. Kamil Dąbrowski Podlaskie24.pl / arch. Podlaskie24 / Pixabay.pl

4.4 5 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy