„To jest u nas od lat”. Przydrożne stragany w Rybołach

To jest u nas może od 20 lat. Najpierw było tego niewiele – truskawki i ogórki, a z czasem doszły też inne owoce i warzywa. I tak dorabiamy do tych skromnych emerytur – mówi pani Walentyna. Podlaska wieś Ryboły słynie nie tylko z pięknie zachowanych drewnianych domów z kunsztownie rzeźbionymi okiennicami i zabytkowej cerkwi. Od wiosny do jesieni wjeżdżając do miejscowości nie sposób nie zauważyć niewielkich, ale jakże urokliwych straganów ustawionych po obu stronach głównej drogi.

 

 

Porzeczki, agrest, wiśnie, cukinia, ziemniaki, kapusta, marchewka, cebula, pomidory – sezon na świeże owoce i warzywa trwa w najlepsze. Do tego pachnące grzyby i jagody prosto z lasu. Właśnie takimi przysmakami codziennie kuszą przejeżdżających przez krajową „dziewiętnastkę” sprzedawcy z Ryboł. Co chwilę przy którymś ze stoisk zatrzymuje się samochód – na rejestracjach białostockich, bielskich, ale też z innych województw.

Mniejszy, większy, z parasolem lub bez – każdy urządza swój stragan tak, jak mu wygodnie. A że wszystkie znajdują się zaledwie kilka kroków od domu, można je mieć zawsze „na oku” , a w razie potrzeby uzupełnić zapasy towaru.

Sprzedawcy są dumni z tego, że mają już swoich stałych klientów, którzy potrafią pokonać wiele kilometrów, by właśnie od nich kupić najlepsze i najzdrowsze warzywa i owoce.

Ludzie z Białegostoku specjalnie jadą do nas na zakupy, bo wiedzą, że u nas jest ekologicznie. Chwalą, że wszystko dobre. Turyści też się tutaj zatrzymują. I zagraniczni nawet przyjeżdżają, chociaż czasami trudno się z nimi dogadać – śmieje się pani Walentyna.

Asortyment jest różny

Jedni sprzedają to, co wyhodują we własnych ogródkach, inni – to, co zbiorą w okolicznych lasach. Jak podkreślają ogrodnicy, to dla nich co prawda niewielkie, ale dodatkowe źródło dochodu.

Sprzedaję truskawki, ogórki, pomidory, marchewkę, buraki, ziemniaki no i słynne już dynie. W tamtym roku największa ważyła 54 kilogramy! Czasami zarobi się więcej, jak na przykład są ziemniaki i sprzeda się ich 100 kg. A na takich drobnych warzywach to jak 100 zł się zarobi, to jest dobrze – podlicza pani Walentyna.

Każdy sadzi dla siebie, a to, co zostanie, to sprzedajemy. My mamy mało, sprzedajemy 5-6 kilogramów dziennie. Ten, kto ma więcej, to więcej sprzeda. Zawsze kilka złotych się zarobi –  dodaje pan Aleksander, u którego warto się zatrzymać, by kupić świeże ogórki.

Łukasz jest jednym z najmłodszych w gronie handlujących

W ogrodzie rosną wiśnie. Dla nas jest ich za dużo, więc cześć z nich sprzedajemy. Do tego mamy jagody, kurki, marchewkę, agrest, grzyby, przetwory. Nie pryskamy, sami zbieramy i dzięki temu jesteśmy pewni jakości tych towarów. Wszystko jest świeże i zdrowe – zachwala młody sprzedawca.

Zapytaliśmy sprzedających o to, skąd wzięła się tradycja handlu w Rybołach

Myślę, że może jakaś gospodyni zebrała ogórki, tak je tu postawiła, ktoś się zatrzymał i kupił. Może tak to się zaczęło – zastanawia się Łukasz.

To jest u nas już od dawna. Wcześniej woziło się do Białegostoku, a później zaczęli sprzedawać na ulicy. Czasami ktoś jedzie z Bielska Podlaskiego, albo z Białegostoku, to się zatrzyma. Z wioski nikt nie kupuje, przeważnie ludzie z miasta – zauważa pan Aleksaner.

– Kiedyś ogrodnicy mieli dużo folii, to jeździli na giełdę i tam sprzedawali swoje towary. Teraz sprzedajemy na ulicy. W Białymstoku nie ma teraz takich bazarów, jak kiedyś. Żeby jechać, to trzeba mieć dużo towaru, a z pęczkiem marchewki czy buraków nie opłaca się – podsumowuje pani Walentyna.

W Rybołach jest lepiej, bo jest główna droga

Zajrzeliśmy również do pobliskich Pawłów, położonych nieco na uboczu, z dala od głównej drogi. Tam ruch jest zdecydowanie mniejszy. We wsi spotkaliśmy pana Jana, który wzorem sąsiadów z Ryboł, w tym roku również postanowił sprzedawać to, co udało mu się zebrać w ogrodzie.

W Rybołach to od jest od lat. My tylko w tym roku. Mamy swój ogródek. Do Białegostoku jechać jest za daleko, a tutaj zawsze parę groszy może uda się dorobić. Tym bardziej, że i w ogrodzie, i w lesie obrodziło mimo suszy. Proszę zobaczyć, jaka ładna cukinia – pokazuje z dumą na jedną ze skrzynek mój rozmówca. – Ludzie nie chcą kupować, biorą tylko ogórki i te żółte, czyli kurki. Nic nie pryskamy, bo mamy małe wnuki. Każdy, kto tędy przejeżdża, to mówi, że mu niepotrzebne, bo już kupił w Białymstoku, albo w Rybołach. W Rybołach jest lepiej, bo jest główna droga, a tutaj tylko ci, którzy do Ciełuszek jadą, to czasami się zatrzymają. We wsi też jest mało ludzi. Czasami turyści zajadą i chwalą, że u nas są takie piękne tereny – zauważa pan Jan.

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy