„Krowy nie oszukasz!” – mówi pan Anatol, mleczarz i dawny wozak mleka

„Tu nie ma wolnych weekendów. Nie wywieszę kartki, że wolna sobota, niestety… Żonę można oszukać, teściową można oszukać, ale krowy i żołądka człowiek nie oszuka” – żartuje pan Anatol Pawluczuk z Ciełuszek.

 

 

Kilkanaście lat temu we wsi było około 30 dostawców mleka, dziś zostało ich mniej niż 10. Mimo to pan Anatol od ponad dekady, codziennie, rano i wieczorem czeka na swoich sąsiadów, których nadejście już z daleka zdradza dźwięk baniek wypełnionych mlekiem.

„Żebym nie miał swojego mleka, to bym ten interes zamknął, ale ludzie we wsi mają jeszcze kilka krów i chcą to mleko sprzedać i trochę zarobić. Teraz wychodzi około 300 litrów dziennie. Mleczarnia odbiera je co drugi dzień. Wcześniej oddawaliśmy do Bielska Podlaskiego, a teraz do Hajnówki” – mówi mleczarz.

Punkt skupu mleka to również miejsce spotkań i doskonała okazja do rozmów o tym, co jest teraz, ale i o tym, jak to dawniej bywało.

„Czasem ludzie przyjadą, usiądą na chwilę. Kiedyś tych ludzi przychodziło więcej. Siadaliśmy, rozmawialiśmy, bo tu nie ma gdzie wyjść. Sklepu nawet nie ma. Jak nie ma pilnej pracy, to posiedzą chwilę na konewkach albo na ławeczce, powspominają dawne czasy” – opowiada pan Anatol.

Mleczarz uważa, że praca przy odbiorze mleka nie jest ciężka. O wiele cięższa jest praca w gospodarstwie.

„I żeby chociaż dobrze płacili. W telewizji mówią, że mleko kosztuje w Podlaskiem 1,39 zł za litr a na fakturze dobrej klasy mleko wyceniają na niecałą złotówkę. Taki to jest rolnika los…” – wzdycha.

Rolnik z Ciełuszek dawniej wypasał krowy u innych gospodarzy. Wtedy w jednym stadzie było po 30 sztuk, a nawet i więcej. W tej chwili tylko syn pana Anatola ma tak liczną hodowlę.

„Kiedyś nie było u nas punktu skupu. Do Ciełuszek przyjeżdżał samochód i brał mleko z ulicy. Każdy przychodził z konewkami. Później tego zabronili. Były plany, żeby taki punkt wybudować, ale nic z tego nie wyszło. Kiedyś byłem wozakiem, woziłem przez kilka lat mleko do Pawłów. Wybudowałem więc ten budynek w Ciełuszkach. Wydzierżawiłem zbiornik, a z czasem wykupiłem go na własność. Zawsze kilku ludzi przywiezie do mnie swoje mleko, ale żebym nie miał też swojego, to by mi na środki czystości nie wystarczyło i na prąd” – zauważa.

Mleczarz z uśmiechem wspomina czasy, kiedy zbierał mleko od wszystkich gospodarzy w Ciełuszkach i zawoził je furmanką do pobliskich Pawłów.

„Wstawałem rano i zaprzęgałem konia. W zimie też, chociaż był ciągnik, ale niestety nie odpalał. Po kolei z ulicy zbierałem od każdego konewki. Wszystkie były podpisane. Bywało, że zawoziłem nawet do tysiąca litrów. Zajeżdżałem na miejsce, pod rampę, wystawałem te konewki, wylewałem mleko i zabierałem puste. Latem zlewniarz sprawdzał, czy przywiezione mleko nie jest kwaśne. Bywało, że przywoziłem z powrotem. A koń był tak wyuczony, że wystarczyło, że krzyknąłem, a ten odchodził na bok i sam zawracał. W drodze powrotnej zajeżdżałem do sklepu, tam można było chwilę porozmawiać z innymi. Z przystankiem w sklepie taka trasa zajmowała mi nawet 3 godziny. Koń był zawsze w domu nakarmiony. Z powrotem pół drogi biegł, później na chwilę zwalniał i znów pędził. Był bardzo mądrym koniem, nie takim jak te obecnie. A jak długo nie wracałem, to wszyscy wyglądali, gdzie są ich konewki” – sięga pamięcią wstecz pan Anatol.

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy