Tu pracuje Pani „Stopka”!

Nie sposób ich nie zauważyć. Stoją nieopodal szkół, w pobliżu najbardziej ruchliwych ulic i głównych dróg. Ubrani w odblaskowy strój i ze znakiem „STOP” w dłoni pilnują, by najmłodsi bezpiecznie przeszli na drugą stronę ulicy. Nazywają ich różnie – „Stopek”, „Stopka”, „przeprowadzacz”. To zawód trudny, odpowiedzialny i jak się okazuje, nie do końca doceniany.

„To wyszło jakoś spontanicznie. Powiem szczerze, że zanim nie podjęłam tej pracy, nie wiedziałam nawet, że taki zawód istnieje. „Stopką” zostałam trochę przez przypadek” – uśmiecha się pani Beata, którą spotkać w pobliżu przejścia dla pieszych przy ul. Bohaterów Monte Cassino.

Zadanie: przeprowadzić dzieci bezpiecznie na drugą stronę ulicy

„Czuwamy nad bezpieczeństwem dzieci. Naszym zadaniem jest bezpiecznie przeprowadzić dzieci i młodzież w wieku szkolnym przez przejście. Właśnie na tym polega nasza praca, żeby kierowca się zatrzymał i dziecko bezpiecznie dotarło do domu lub szkoły” – wyjaśnia pani Beata.

„Stopka” przeprowadza przez przejście przede wszystkim dzieci, ale nie tylko…

„Przede wszystkim dzieci, zwłaszcza te, które uczęszczają do naszej szkoły. Zdarzają się też osoby starsze i potrzebujące pomocy – o kulach, na wózkach inwalidzkich, matki z dziećmi, ewentualnie osoby, które chcą, żeby je przeprowadzić. Wtedy bierzemy odpowiedzialność za ich przeprowadzenie”- wylicza „Stopka” Iwona.

Kierowcy widząc osoby ubrane w charakterystyczny strój z „lizakiem” w dłoni powinni zachować szczególną ostrożność. Powinni, bo jak przyznają panie, nie zawsze tak jest.

„Trąbią na nas, krzyczą, pokazują palcami. Kierowcy nas nie doceniają. Podobno jesteśmy dla nich nowością, chociaż ten zawód jest już długo, bo ponad 30 lat. Po tylu latach ludzie dziwią się, że my tutaj stoimy. Jadą, jakby pierwszy raz nas widzieli. Niektórzy kierowcy się nie zatrzymują. Omijają nas, nawet kiedy stoimy na środku ulicy. Nie patrzą, czy idzie dziecko, czy je przepuszczam, czy stoję. Czasami chyba uważają, że stoję sobie tutaj dla żartów. Nieraz kierowca by mnie przejechał. To nic, że mamy strój. Niektórzy i tak nas nie widzą. Nawet kiedy stoimy i widać, że chcemy przejść, to się nie zatrzymają” – narzeka pani Beata.

„Zdarza się, że przeprowadzamy dziecko, stoimy na ulicy, dziecko przejdzie połowę jezdni, a za plecami przejeżdża mi samochód. Czasami musimy odskoczyć, bo się przecież nie zatrzyma. Bywa też, że się zagapi i jedzie prosto na nas. Teraz i tak kierowcy inaczej już na to patrzą, ale kiedyś, na samym początku, to nasłuchałyśmy się przeróżnych epitetów. Chociaż i dzisiaj się to zdarza. Patrzą na nas jak na kosmitów” – mówi nieco zasmucona pani Iwona, która dba o bezpieczeństwo dzieci na ul. Wyszyńskiego.

Deszcz, śnieg, grad, czy upał – czuwają nad bezpieczeństwem bez względu na pogodę

„Mrozy są fajne. Kiedy pada śnieg, też jest to do zniesienia. Najgorszy jest deszcz” –  podkreśla pani Beata.

Kierowcy narzekają, rodzice są im wdzięczni

W Szkole Podstawowej Nr 2 im. Księdza Jana Twardowskiego w Białymstoku w kwestiach bezpieczeństwa rządzą panie. Na etacie „Stopki” zatrudnione są aż trzy. Dbają o bezpieczeństwo najmłodszych na przejściach przy ul. Kopernika, Bohaterów Monte Cassino i Wyszyńskiego.

„Wynika to przede wszystkim z położenia naszej szkoły. To są trzy bardzo ruchliwe ulice, gdzie są przejścia bez sygnalizacji świetlnej. To sprawia, że tzw. „przeprowadzacz” jest bardzo potrzebny. Nie wiem, czy jesteśmy jedyną w Białymstoku, ale na pewną jedną z niewielu placówek, która zatrudnia aż trzy osoby” – informuje pani Agnieszka Krokos, dyrektor SP Nr 2 w Białymstoku.

Szefowa placówki podkreśla również, że jest to praca bardzo odpowiedzialna, która wymaga zaangażowania, rozwagi i czujności. Rodzice, którzy posyłają dzieci do szkoły ufają, że ich dziecko bezpiecznie przebędzie drogę z domu do szkoły i z powrotem.

Każda nieuwaga może mieć bardzo poważne konsekwencje. Tutaj odpowiadamy za życie i zdrowie dzieci. Panie są u nas zatrudnione długo. Jedna z nich jako „przeprowadzacz” pracuje od około 14 lat.  O tym, jak bardzo ich obecność wpływa na bezpieczeństwo najmłodszych może świadczyć fakt, że kiedy któraś z nich przebywa na długoterminowym zwolnieniu lekarskim, wówczas odbieramy telefony od rodziców z pytaniem, kiedy znów pojawi się na przejściu. Rodzice są zaniepokojeni, boją się o bezpieczeństwo swoich pociec” – mówi pani Agnieszka Krokos.

Pani „Stopka” tu stoi!

Panie przyznają, że mimo wielu niedogodności, lubią swoją pracę. A niektórych swoich podopiecznych znają już „po imieniu”.

„To zależy od ulicy. Na Kopernika mamy kilkoro dzieci. Tutaj u mnie, na Wareckiej jest pięcioro, ale jak idą z Kopernika i Wareckiej, to jest ich więcej. Najwięcej dzieci jest na Wyszyńskiego, bo tam jest większe osiedle, więcej bloków. Fajne są rozmowy z dziećmi. Nie ma tak, że tylko „dzień dobry” i „do widzenia”. Dzieci nas zaczepiają, rozmawiają. Rodzice również Ta praca ma wiele plusów. Bywa, że kiedy jestem w sklepie, czy na mieście i jakieś dziecko mnie zobaczy, to krzyczy: mamo, zobacz, pani stopka tu stoi! Bardzo grzeczne są nasze dzieciaczki!”  – opowiada pani Beata.

„Niektóre dzieci już pamiętam, znam ich imiona, szczególnie tych młodszych, bo starsi chodzą przeważnie swoimi ścieżkami. Dzieciaki czasami same przyjdą i zapytają, co słychać, jak się czujemy. Fajnie, że tak do nas podchodzą. Czasami rodzice też nas przychodzą i mówią, że były zadowolone z tego, że je przeprowadziłyśmy. Dzieciaki są fajne, powiedzą „dzień dobry”, „dziękuję” i to nakręca to wszystko” – dodaje pani Iwona.

 „Przeprowadzaczem” nie można zostać z dnia na dzień

Bycie „Stopką” to ogromna odpowiedzialność. By właściwie zadbać o bezpieczeństwo najmłodszych, najpierw trzeba zdobyć odpowiednie kwalifikacje.

„Jest egzamin, szkolenie, kurs i dopiero wtedy, kiedy się je zda, można rozpocząć pracę. Wtedy dostajemy też dokument potwierdzający, że jesteśmy opiekunem dzieci i młodzieży i stoisz” – tłumaczy pani Beata.

Trzeba mieć oczy wokół głowy

Panie przyznają, że w ich pracy bardzo ważny jest refleks i czujność. Cały czas muszą mieć „oczy wokół głowy”. Przydadzą się też duże pokłady cierpliwości.

„Trzeba lubić dzieci, ale też trzeba mieć nerwy na wodzy i cierpliwość do kierowców. Mówi się, że kierowca musi mieć cierpliwość do pieszego, ale ja też muszę mieć cierpliwość do kierowców, bo nie każdy się zatrzyma. Czasami prędzej zrobi to kierowca tira, niż osobówki” – zauważa jedna ze „Stopek”.

Jak piąte koło u wozu?

„Ten zawód jest niedoceniany. Jesteśmy traktowani przez kierowców jak piąte koło u wozu. Oni chcą jechać, spieszą się, a my ich zatrzymujemy. Według niektórych ten zawód nie jest w ogóle potrzeby. Część ludzi twierdzi, że przecież dzieci kiedyś też chodziły do szkoły i nie byliśmy potrzebni” – mówi ze smutkiem pani Iwona.

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Przemek

Jesteście potrzebni! Odwalacie kawał ciężkiej pracy. Super że jesteście.

Partnerzy