Praworządność – tak, ale bez dyskryminacji Polski. Rozmowa z Krzysztofem Jurgielem, posłem do Parlamentu Europejskiego
– Wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego i była minister sprawiedliwości Niemiec Katarina Barley publicznie wypowiedziała się, że Polskę i Węgry należy „zagłodzić finansowo”. Chodzi dokładnie o to, by odciąć nas od funduszy europejskich, jeśli nie podporządkujemy się życzeniom urzędników Brukseli w zakresie praworządności. Skąd bierze się ta ogromna presja ?
Krzysztof Jurgiel: – Zapowiedzi „zagłodzenia” Polski w ustach niemieckiej socjalistki ożywiają wśród Polaków historyczne skojarzenia. Zrozumiałe, ponieważ pamięć o zbrodniach niemieckich jest trwała; głód był jednym ze sposobów eksterminacji, zwłaszcza, w niemieckich obozach koncentracyjnych. Św. Maksymilian Kolbe został przecież zagłodzony w Auschwitz. Katerina Barley swoją wypowiedzią wykluczyła się poza nawias normalnego, cywilizacyjnego dyskursu. I dlatego nasza grupa polityczna Europejskich Konserwatystów i Reformatorów złożyła wniosek o jej odwołanie z funkcji wiceprzewodniczącej Parlamentu.
Unijnym politykom, w pierwszym rzędzie, nie podoba się reforma sądownictwa
w Polsce. Kiedy tylko ją zaczęliśmy pojawiły się oskarżenia o naruszenia praworządności.
W Komisji Europejskiej oraz Parlamencie Europejskim decydujący głos mają partie lewicowo – liberalne, to one z pozycji większości interpretują według swego widzimisię, zgodnie ze swoimi poglądami, czym jest tzw. praworządność, wskazują, jakie państwa ją naruszają,
i w jakim zakresie. Polska i Węgry znalazły się pod ostrzałem ponieważ władzę w naszych krajach sprawują rządy prawicowo – konserwatywne.
– Dla gospodarki UE pogrążającej się w kryzysie z powodu pandemii Covid – 19 niezmiernie ważną sprawą jest szybkie osiągnięcie porozumienia w sprawie budżetu długoterminowego na lata 2021 – 2027 oraz Funduszu Odbudowy Gospodarczej – wielkości 750 mld euro. Trzeba ratować gospodarkę unijną i wyprowadzić ją na prostą, wyciągając z recesji. Czas nagli.
– Wydawało się, że objęcie przez Niemcy od 1 lipca 2020 roku unijnej prezydencji przyspieszy prace budżetowe. Tymczasem to Niemcy uprawiają jakieś manewry, podwójną grę, co wpływa fatalnie na przebieg ustaleń, na sfinalizowanie porozumienia. Na szczycie państw unijnych w lipcu tego roku, Rada Europejska po kilkudniowych obradach ustaliła, , że budżet wieloletni wyniesie 1074 mld euro, ponadto Fundusz Odbudowy na sumę 750 mld euro zostanie podzielony: 390 mld euro w postaci grantów i 360 mld euro jako niskooprocentowane pożyczki. W sumie około 1,8 bln euro. Dla naszego kraju przypadnie kwota, łącznie blisko 160 mld euro, co w przeliczeniu daje nam ponad 700 mld zł. Biorąc pod uwagę wszystkie środki powinniśmy otrzymać o około 19 mld euro więcej, niż w kończącej się perspektywie finansowej.
Niemiecka prezydencja, wbrew ustaleniom szczytu liderów unijnych, postawiła żądanie, przypominające szantaż: „pieniądze za praworządność”. Mając wsparcie większości grup politycznych w Parlamencie Europejskim przyjęto konkluzję, że trzeba ustanowić silny mechanizm oceny praworządności wobec państw unijnych. Tym, które mają jakieś problemy z tzw. praworządnością, fundusze mogą być częściowo odbierane lub zamrażane.
– Co dalej Panie Pośle będzie z „mechanizmem praworządności”, który może stać się narzędziem karania Polski za rzekome nieprzestrzeganie zasad praworządności oraz praw podstawowych ?
– Paliwa do ognia podsycającego ataki na Polskę i Węgry dostarczył raport komisji wolności obywatelskich PE o tym, w jaki sposób praworządność, demokracja i prawa podstawowe zostały podważone i naruszone w Polsce od 2015 roku. Nie mogłem poznać, nie mogłem się zorientować, czy rzeczywiście o Polskę chodzi, gdy raport przedstawiał na sesji PE poseł socjalistyczny z Hiszpanii – Lopez Aguilar. Tak fałszywy obraz Polski mógł zostać spreparowany tylko przez zacietrzewionych ideologicznie polityków z partii socjalistycznych, komunistycznych, liberalnych i chadeckich.
Czego tam nie ma? Czego nie dało się wymyślić ? W Polsce istnieją jakieś strefy wolne od LGBT, postępuje eskalacja przemocy i tzw. mowy nienawiści wobec osób homoseksualnych, zabrania się edukacji seksualnej w szkołach, a rząd ściga nieposłusznych sędziów, krępuje wolność mediów i zgromadzeń, a nawet nieprawidłowo zorganizował wybory. Padło też ostrzeżenie, aby Polska nie próbowała wycofać się z Konwencji Stambulskiej.
Większość lewicowo – liberalna w Parlamencie zleciła Komisji Europejskiej opracowanie „mechanizmu praworządności”, z wyraźnym zastrzeżeniem, że nie da zgody na jakiś symboliczny, „bezzębny” mechanizm albo czysto antykorupcyjny.
– Co się dzieje z Unią Europejską, że tak dalece usiłuje ingerować w wewnętrzne sprawy Polski? Kiedy Polska przystępowała w 2004 roku wyobrażaliśmy Unię inaczej, jako przede wszystkim wspólnotę gospodarczą, z jednolitym rynkiem, szanującą tożsamość narodową i odrębność kulturową każdego państwa.
– Od tamtego czasu Unia Europejska podlegała zmianom pod presją dominujących sił politycznych, które przejęły, można tak powiedzieć, instytucje unijne: Komisję Europejską oraz Parlament Europejski. W wielu krajach zachodnich rządzą socjaliści, czasem w koalicji
z komunistami, jak w Hiszpanii. Natomiast najsilniejszą frakcję w Parlamencie tworzy Europejska Partia Ludowa, złożona głównie z posłów chadeckich, którzy porzucili
w większości ideały chrześcijańskie i realizują agendę lewicową. W tym konglomeracie partii lewicowo – liberalnych nasze ugrupowanie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów wyraża głos rozsądku, realizmu oraz stanowczego sprzeciwu wobec przekształcenia Unii Europejskiej w scentralizowane superpaństwo, spajane ideologią, która odrzuca wartości chrześcijańskie, tradycyjne pojmowanie małżeństwa i rodziny.
Po Brexicie nasiliły się tendencje federalistyczne. Zamiast władzy państw narodowych, zarówno Niemcy jak i Francja, zmierzają do ulokowania centrum decyzyjnego w Brukseli. Co tu dużo mówić: stoją za tym ambicje Niemiec do zarządzania Unią. Dla Polski taki scenariusz jest nie do przyjęcia.
– 9 maja odbyła się w Parlamencie Europejskim uroczystość 70.lecia Deklaracji Schumana, planu powołania Wspólnoty Węgla i Stali, przekształconej później w Unię Europejską. W debacie o dziedzictwie jednego z ojców założycieli Unii – Roberta Schumana, mam wrażenie, że manipulowano jego projektem oraz ideałami, po to, by realizować zupełnie odmienne cele. Nie wiem, czy właściwie odczytuję przesłanie rocznicowej uroczystości ?
– Rzeczywiście, w debacie zniekształcano myśl Roberta Schumana w wielu aspektach, nawet, gdy były roztaczane wizje Europy, jaka ma być w przyszłości. Decydenci unijni chcą realizować coś, czego nie było u Schumana, jego plan nie przewidywał tworzenia sztucznych Stanów Zjednoczonych Europy. Europa suwerennych ojczyzn, zakorzeniona
w cywilizacji chrześcijańskiej – tej idei naczelnej podporządkował Robert Schuman założenia Deklaracji ogłoszonej 9 maja 1950 roku.
W dyskusji zupełnie pominięto chrześcijańskie dziedzictwo Europy. Cóż, elity europejskie nie ukrywają swojej niechęci do chrześcijaństwa, a szczególnie do katolicyzmu. Mówi się o tzw. pokoleniu ‘68r., które przeorało umysły wielu mieszkańców Europy Zachodniej postulatami rewolucji seksualnej, przez udział w rządach lewicowych wywierało wpływ, by przy pomocy ustawodawstwa narzucać fałszywe ideologie niszczące odwieczne normy moralne, siejąc zamęt w pojmowaniu, czym jest małżeństwo i rodzina.
– Właśnie, w tym miejscu chciałbym zapytać o Konwencję Stambulską bardzo popieraną w Unii Europejskiej. Przypisuje się jej troskę o rodzinę w kontekście walki
z przemocą wobec kobiet. Dlaczego Panie Pośle Konwencja wywołuje gorące spory, i być może, rząd Zjednoczonej Prawicy wycofa się z niej?
W Konwencji Stambulskiej pozornie szlachetne intencje przykrywają złowrogie zamiary. Lewicowym silom politycznym chodzi o to, by do prawodawstwa wszystkich państw unijnych wprowadzić pojęcia rozmywające tradycyjne rozumienie, jaką rolę pełni kobieta
w rodzinie i społeczeństwie, jakie jest jej naturalne powołanie do macierzyństwa, do związku małżeńskiego. Wpisano do konwencji tzw. płeć kulturową, którą można kształtować, wybierać, bo jest kategorią płynną. Nic innego jak ideologia gender w czystej postaci, razem
z roszczeniami środowisk LGBT. Inaczej mówiąc: wdrażanie zapisów Konwencji posłużyć ma projektom inżynierii społecznej, celom rewolucji kulturowej.
W sposób wręcz natrętny wciska się postulat walki ze stereotypami, w tym
z mającymi źródła w religii. Autorzy konwencji kłamią, że religia przyczynia się do przemocy wobec kobiet i w ogóle przemocy domowej. Dla nas katolików nie trzeba tłumaczyć, ze jakakolwiek forma przemocy staje się poważnym naruszeniem Dekalogu. Ponadto, szacunek okazywany kobietom jest mocno zakorzeniony w kulturze polskiej i obyczaju.
Konwencja zupełnie pomija faktyczne źródła przemocy, takie jak: alkoholizm, narkomania oraz inne uzależnienia.
– Kiedy zatem można spodziewać się wypowiedzenia przez Polskę Konwencji Stambulskiej, ratyfikowanej przez Sejm 6 lutego 2015r., z podpisem prezydenta B. Komorowskiego pod ustawą?
– Trudno mi mówić o terminach. Jestem przekonany, że nie powinno się zwlekać, gdyż z wielu względów konwencja niesie poważne zagrożenia społeczne, szkodzi rodzinie
i dzieciom. Wniosek w tej sprawie rządu polskiego do Rady Europy został, na razie, wstrzymany przez decyzję premiera, który postanowił zbadać w Trybunale Konstytucyjnym zgodność zapisów konwencji z Konstytucją RP.
– Powróćmy do budżetu unijnego na siedmioletnią perspektywę, razem
z Funduszem Odbudowy Gospodarczej. Na ten pokaźny strumień pieniędzy, pilnie potrzebnych, zbyt długo czekają państwa poszkodowane przez pandemię koronawirusa. Słyszy się oskarżenia, że to Parlament Europejski blokuje przyjęcie budżetu. Jaka jest prawda?
– Parlament Europejski nie zgodził się na cięcia budżetowe dokonane na lipcowym szczycie szefów państw. Wyrażano pretensje – w dużym stopniu uzasadnione – że za mało pieniędzy przeznacza się na walkę ze zmianami klimatycznymi i ochronę środowiska, na programy związane z realizacją Europejskiego Zielonego Ładu, niewystarczające też środki zapisano w ramach Wspólnej Polityki Rolnej oraz na przeróżne programy dotyczące badań naukowych i rozwoju, wzmocnienia systemów ochrony zdrowia, czy wymianę młodzieży Erasmus. Zabrakło mniej więcej ponad 30 mld euro.
Głosowałem przeciwko rezolucji budżetowej PE przede wszystkim dlatego, że znalazły się w niej zapisy wzywające do karania państw na podstawie zmanipulowanych informacji
o brakach praworządności. Instytucje unijne, chyba prawem kaduka, usiłują rozszerzać swoje kompetencje, w całkowitej sprzeczności z traktatami. Sankcje finansowe, jeśli zostaną użyte, zaszkodzić mogą Polsce, która realizuje swoje dążenia do suwerenności i ambitnego rozwoju gospodarczego
– Szkodzącą interesom Polski rezolucję poparli europosłowie Koalicji Obywatelskiej, PSL i Lewicy. Niestety.
– Ubolewam jak totalna opozycja daleko zaszła w systematycznych już działaniach przeciwko Polsce, choć oni tłumaczą swoim sprzeciwem wobec polityki obecnego rządu.
W gruncie rzeczy grają przeciwko Polakom, oczerniają nasz kraj na każdy sposób. Uchwycili się teraz tzw. mechanizmu praworządności. Przy każdej rezolucji na te tematy, widać jak na dłoni efekty donosów, które znajdują odzwierciedlenie w dokumentach przyjmowanych przez Parlament Europejski.
Trzeba jasno powiedzieć, że większości lewicowo – liberalnej w PE wcale nie chodzi
o ochronę interesów finansowych Unii przed defraudacją i korupcją, tylko potrzebują poręcznego narzędzia ideologicznego Komisji Europejskiej do walki z nielubianymi rządami Węgier oraz Polski. Używanego dowolnie ponieważ nie ma obiektywnych kryteriów oceny tzw. praworządności, jakichś mierzalnych parametrów.
– Z tej naszej rozmowy można wysnuć wniosek, że to nie przesada, kiedy słyszymy o równych i równiejszych państwach członkowskich, czy o Unii Europejskiej dwóch prędkości. Jaka jest opinia Pana Posła w tej kwestii?
– Zadaniem naszego rządu oraz europosłów staje się nic innego, tylko z wielką determinacją, bez kompleksów walczyć o polskie interesy i pozycję polityczną w Unii. Nie poddawać się presji ze strony dominujących państw, które chcą nas ustawiać w roli petenta, proszącego o fundusze unijne. One nam się należą bez łaski, na mocy traktatów. Istotną rolę zaczyna już odgrywać Grupa Wyszehradzka; można iść dalej wspólnym frontem w wielu sprawach, łącząc siły np. z krajami nadbałtyckimi, Rumunią czy Słowenią.
– Czy nie odczuwa Pan czegoś w rodzaju poczucia wyższości Niemców i kilku państw Europy Zachodniej wobec Europejczyków z dawnego bloku wschodniego?
– Można bez większego ryzyka powiedzieć, że większość zachodnich polityków taką postawę wyraża. Czują się predestynowani do jednostronnego decydowania za nas, bo zdaje się im, że jesteśmy gorszymi, zacofanymi Europejczykami. Z tego wyziera chyba kolonialna mentalność… Polacy, podobnie jak Węgrzy, Litwini, Czesi chcą po prostu lepszej, solidarnej Unii, wspólnoty gospodarczej, która przynosi korzyści wszystkim państwom. Nie po to wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, aby sowiecką dominację zamienić na dyktat z Brukseli, inspirowanej przez Niemcy. Suwerenności i wolności nie wyzbędziemy się za dotacje unijne.
– Wreszcie chciałbym zapytać o reformę Wspólnej Polityki Rolnej (WPR), w którą Pan był zaangażowany jako minister rolnictwa, a teraz jako europoseł, członek Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE?
– Prace nad reformą WPR trwały cztery lata. Każde państwo musi opracować krajowe plany strategiczne dostosowane do trzech celów bazowych oraz dziewięciu celów szczegółowych, wyznaczonych przez Komisję Europejską. W dużym skrócie mówiąc, chodzi oczywiście o zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego konsumentom europejskim, ale trzeba konkretnie wyjaśnić: wszystkie programy wsparcia będą skoncentrowane
na osiągnięcie celów klimatycznych Unii, po to, by osiągnąć w 2050 r. zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych. Wspólna Polityka Rolna powinna być głównym elementem realizacji Europejskiego Zielonego Ładu przy pomocy strategii „Od pola do stołu” oraz w zakresie bioróżnorodności.
Kontrowersyjną jest propozycja wydzielenia w ramach I filaru WPR, z funduszu na dopłaty bezpośrednie, przynajmniej 20 proc. środków na tzw. ekoschematy do wdrażania
w gospodarstwach rolnych. Za wyższą poprzeczką na cele środowiskowe i klimatyczne glosował Parlament, bo domagał się nawet puli – 30 proc. środków.
– Podstawowa kwestia, ale jakże ważna. Czy w nowym unijnym budżecie rolnictwo europejskie i polskie otrzyma więcej pieniędzy?
– Na ostateczne decyzje wypada jeszcze poczekać Jednakże po wysłuchaniu
w Parlamencie propozycji budżetowych odnośnie do WPR – nie jestem optymistą. Na lata 2021 – 2027 zaplanowano ogólną sumę 386, 73 mld euro, łącznie ze środkami Europejskiego Funduszu Odbudowy ( licząc w cenach bieżących). Jeśli weźmiemy do obliczenia ceny stałe,
z uwzględnieniem inflacji, to będzie kwota ponad 336, 4 mld euro. Widać różnicę, gdy przytoczymy wysokość środków na WPR – 385 mld euro w obecnej, kończącej się perspektywie finansowej. Budżet na rolnictwo dla Polski zapowiadano o 3 mld euro większy, bo wynoszący 33,5 mld euro. Manipulacje cenami przy wyliczeniach nasuwają poważne wątpliwości. Nie będzie też szans na wyrównanie dopłat bezpośrednich naszym rolnikom, przynajmniej do poziomu średniej unijnej.
– Głośnym echem odbiło się wystąpienie Pana Posła w dniu 20 października na sesji plenarnej w Brukseli. Domagał się Pan usunięcia różnic w wysokości dopłat bezpośrednich, nazywając wprost niesprawiedliwe traktowanie rolników polskich jawną dyskryminacją.
– A jak to inaczej nazywać? Delikatne słowa nie docierają do unijnych urzędników. Proponowany od lat w ramach WPR niesprawiedliwy podział środków narusza szereg zapisów traktatowych, w tym zasadę niedyskryminacji obywateli ze względu na przynależność państwową – art.18 traktatu, zakaz dyskryminacji między producentami wewnątrz UE – art. 40 ust. 2 traktatu, a także zapis mówiący, iż przy ustalaniu WPR mogą być brane pod uwagę różnice między regionami rolniczymi, nie zaś państwami członkowskimi
– art. ust. 2 traktatu.
– W kontekście ponawianych ataków na Polskę za wydumane naruszenia praworządności, można z Pańskiego wystąpienia domyślać się, że to bardziej Unia ma problemy z praworządnością.
– Poniekąd jest w tym sporo racji. Swoją wypowiedź zakończyłem mówiąc do europosłów: „Praworządność – tak, ale dyskryminacja nie może mieć miejsca.”
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Leszek Koleśnik.
Red. Leszek Koleśnik
artykuł sponsorowany