– To jest pierwszy ciągnik skonstruowany przez naszych polskich inżynierów i wyprodukowany w naszej polskiej fabryce – mówi z dumą pan Sławomir Jakoniuk z Zabłudowa. I trudno się tej dumie dziwić, ponieważ drugiego takiego egzemplarza nie ma nikt. Sześćdziesięcioletni dziś URSUS C-325. Pierwszy ciągnik z PGR w Dobrzyniówce. URSUS C-325, bo o nim mowa, był pierwszym traktorem zakupionym na użytek nieistniejącego już Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Dobrzyniówce. Po latach wytężonej pracy przeszedł gruntowny remont. Teraz czeka go spokojna emerytura.
– Historia tego ciągnika rozpoczęła się tak naprawdę w 1944 roku, jeszcze w okresie działań wojennych. Na terenie naszej gminy, w miejscowości Dobrzyniówka, właśnie w 1944 roku doszło do pierwszej w Polsce parcelacji gruntów po majątkach ziemskich. Około stu rolników dostało ziemię na własność. Po kilku latach okazało się, że te tereny są tak duże, że utworzono PGR. I ten ciągnik został zakupiony przez PGR jako pierwszy. Potem odkupił go pan Zygmunt Wacewicz i był jego właścicielem przez wiele lat. Ten ciągnik zawsze bardzo mi podobał. Nie myślałem nawet, że trafi kiedyś w moje ręce. Po wielu latach udało mi się go odkupić i przy pomocy synów, odrestaurować – opowiada mieszkaniec Zabłudowa.
– To była ciężka praca, niekiedy do późnych godzin nocnych, ale jestem szczęśliwy, że w końcu udało nam się odnowić ten ciągnik. Interesowała mnie jego historia i nikt nie musiał mnie szczególnie zachęcać do tego, bym się nim zajął – mówi Kuba Jakoniuk, syn właściciela URSUS-a.
https://youtu.be/JAbMX5xFgl0
Zamiast zagrabiać siano, cały czas patrzyłem na ciągniki
Pan Sławomir przyznaje, że od najmłodszych lat bardziej niż praca w polu, interesowała go technika rolnicza.
– Moi rodzice mieli działkę rolną w sąsiedztwie pola należącego do PGR-u. To były czasy, kiedy dzieci musiały pomagać rodzicom w polu. Miałem więc okazję obserwować te wszystkie maszyny. To mnie bardzo fascynowało! Zamiast zagrabiać siano, cały czas patrzyłem na ciągniki. A fura z sianem musiała być równo ułożona, bo inaczej wszystko się rozwalało. I ja niby zagrabiałem, ale tak naprawdę mój wzrok uciekał w inną stronę. Zawsze była awantura, zawsze był krzyk ze strony ojca, ale mnie to w ogóle nie interesowało. Kiedy byłem starszy, prześledziłem nawet całą historię tych maszyn. Pamiętam też moment, kiedy pojawił się model URSUS-a C-385. Był czerwony i byłem tak zafascynowany tym ciągnikiem, że nic innego się dla mnie nie liczyło. To było coś tak pięknego, nowoczesnego – wspomina.
Mechanika z Zabłudowa bardziej od dźwięku silnika samochodu, interesował dźwięk silnika traktora. Od razu wybiegał, by sprawdzić, co to za maszyna.
– Z kolei kiedy jechał samochód, nie robiło to na mnie wrażenia. W szkole wybrałem zawód kierowcy mechanika, bo uznałem, że może to jest bardziej przyszłościowe. Cały czas ciągnęło mnie jednak do tych maszyn. Moja pierwsza poważna praca po odbyciu służby wojskowej to praca w zakładzie TOR, czyli Technicznej Obsłudze Rolnictwa. Remontowaliśmy tam silniki do ciągników rolniczych i samochodów. Dużo się wtedy nauczyłem – podkreśla.
Zdobyte przez ponad 30 lat pracy zawodowej doświadczenie ułatwiło działania związane z odnowieniem wiekowego już ciągnika.
–Tu jest trochę inny silnik niż w URSUS-ie C-330. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest taki sam, ale pasują tylko uszczelka, pokrywy zaworów i kilka innych szczegółów. Dzięki dotychczasowej pracy wiedziałem, co z tym silnikiem zrobić, jak go wyremontować – mówi.
Właściciel ciągnika przyznaje, że dość dużym problemem było zdobycie trudno dostępnych części.
– Tych ciągników już nie ma, a jeżeli jakieś części są dostępne, to są bardzo drogie – zauważa. – Maska nie jest do końca oryginalna – tzn. jest oryginalna, ale jest z tego rocznika, z którego pochodzi ten ciągnik. Została zamontowana w PGR-ze. Być może był jakiś wypadek, być może powodem było coś innego. To jest nieco nowsza maska. I zastanawiam się, czy wstawić tę oryginalną, czy zostawić tę, która jest i zachować jego wygląd taki, jak miał, kiedy wykorzystywano go w PGR-ze. Taka maska w dobrym stanie kosztuje 6 tysięcy, a chłodnica 5,5 tysiąca. Można więc sobie wyobrazić, jakie to są koszty – podlicza właściciel URSUS-a.
Za każdą maszyną stoją ludzie
Pana Sławomira Jakoniuka interesują nie tylko maszyny i części, z których zostały zrobione, ale też ludzie, którzy dany pojazd stworzyli.
– Ważny jest sam proces powstawania ciągnika i ludzie, którzy pracowali, by on powstał. Człowiek myśli o tym i dzięki temu zauważa wartość tego wszystkiego. Kiedy podczas remontu tego ciągnika rozkręcaliśmy z synem niektóre części, które nigdy wcześniej nie były rozkręcane, ponieważ nie było takiej potrzeby, to tłumaczyłem mu, że ktoś ten ciągnik składał, ktoś, kto wkręcał te śruby myślał na przykład o tym, że chce szybciej wrócić do domu. Monter składał taki ciągnik, przykręcał tę śrubę i myślał o tym, żeby ten dzień szybciej się skończył, bo jest umówiony z dziewczyną na randkę. Dużo różnych sytuacji wiąże się z takimi starymi ciągnikami. Czasami zastanawiam się, co ci ludzie myśleli, jak im ta praca szła. Dziś te maszyny są produkowane w zupełnie inny sposób. Wiele rzeczy powstaje komputerowo, a tutaj każda część musiała przejść przez czyjeś ręce i każda część wiąże się z jakąś historią a może też tragedią, bo przecież bywały różnego rodzaju wypadki. To jest pierwszy ciągnik konstruowany przez naszych polskich inżynierów i wyprodukowany w naszej polskiej fabryce. Nie powstał poprzez projektowanie komputerowe. To wszystko zostało wyliczone na papierze. Jako ciekawostka – wszystkie śruby w tym ciągniku były toczone ręcznie. I to jest dla mnie fascynujące. A najbardziej to, że posiadam taki ciągnik, którego nikt nie posiada, bo pierwszy ciągnik kupiony przez PGR jest tylko jeden i on jest u mnie – nie kryje swojego szczęścia właściciel.
Czas na zasłużoną emeryturę?
– On już bardzo dużo przeszedł – od swoich narodzin w 1961 roku poprzez pracę w PGR-ze. Był przecież pierwszym zakupionym ciągnikiem. Indywidualni rolnicy mogli tylko o takim ciągniku pomarzyć, bo był poważny problem z kupnem. Ludzie wsiadali na ten ciągnik i podejrzewam, że działy się z nim różne rzeczy. Podejrzewam, że z tego też powodu nie ma oryginalnej maski z 1961 roku. Bardzo dużo przeszedł i zasługuje na emeryturę. Na pewno czasami go użyjemy, przewieziemy lekką przecz, przejedziemy się – zapowiada Sławomir Jakoniuk.
Zielony sześćdziesięciolatek wzbudza niemałe zainteresowanie
Model, który jest w posiadaniu mieszkańca Zabłudowa, był produkowany tylko przez trzy lata – od grudnia 1959 roku do połowy 1963. Później pojawił się nowszy URSUS C-328, a w 1967 roku – URSUS C-330.
– Kiedy go wyremontowaliśmy, wyjechaliśmy nim na ulicę. Traf chciał, że był to moment, kiedy ludzie wyszli z kościoła. Zrobił niesamowite wrażenie na panach. Jeden drugiego szarpał za rękę wskazując na ten traktor. Takich ciągników po prostu już nie ma – podkreśla miłośnik starych maszyn.
Chcę pokazać ciągnik takim, jakim został zaprojektowany i skonstruowany
Celem pana Sławomira jest odnowić ciągnik tak, by jak najwierniej przypominał ten, przed laty zakupiony do pracy w PGR-ze. Pasjonat dba więc o każdy, nawet najmniejszy szczegół. A poszukiwania właściwych części trwają niekiedy bardzo długo. Oryginalny kolektor ssący udało się nabyć dopiero po upływie półtora roku.
– Znawcy tematu zauważą, że są w nim na przykład zamontowane kierunkowskazy, które tak naprawdę w ciągnikach rolniczych pojawiły się dopiero w 1964 roku. Zamontowane zostały ze względów bezpieczeństwa. Ważne jest jednak, żeby ludzie, którzy odnawiają stare przedmioty czy też pojazdy dbali o szczegóły, żeby wyglądało to w miarę możliwości oryginalnie. Z prostej przyczyny – nic nie trwa wiecznie. Ludzie odchodzą, nie ma już tych, którzy przy tym sprzęcie pracowali i może się zdarzyć sytuacja, że za kilka lat pojawi się ktoś młody, kto zechce odremontować taki ciągnik, ale może zrobić to z błędem. Często jest tak, że remontujemy maszynę po to, by inni ludzie mogli zobaczyć, jak to kiedyś wyglądało i żeby mieli wzór, do którego można się odnieść. To jest bardzo trudne, bo często ktoś coś zamontuje i twierdzi, że jest to oryginalne, a później nie można tego sprawdzić – uczula.
A jak na niecodziennie i dość kosztowne hobby pana Sławomira zareagowała żona Joanna?
– Żona nic nie wiedziała o zakupie ciągnika, szybko dałem zaliczkę. Kredyt nawet wziąłem – śmieje się mieszkaniec Zabłudowa. – Jest też tak, że hobbyści często idą do sklepu i mimo tego, że lubią słodkie bułki, to kupują zwykłe, żeby móc przeznaczyć więcej pieniędzy na części. To jest pasja, której nie można się pozbyć – dodaje.
Hobbysta zaapelował również do pań o wyrozumiałość.
– Chciałbym powiedzieć, że my, mężczyźni, mamy czasami taką pasję – ciągniki, ryby, czy inne – i trudno jest nam z nich zrezygnować. A jeżeli musimy, to jesteśmy wtedy bardzo nieszczęśliwi, a to skutkuje na przykład tym, że potrafimy zostawić buty w kuchni, a w nie w przedpokoju. Wiemy, że panie to strasznie złości, ale czasami trzeba nas zrozumieć i pozwolić nam na taką pasję. Moja żona trochę się opierała, ale pozwoliła. I teraz buty zostawiam w przedpokoju, bo jestem szczęśliwy – przekonuje.
Mieszkaniec Zabłudowa w przyszłości planuje powiększyć swoje zasoby o kolejne zabytkowe maszyny.
– Zawsze chciałem mieć taki stary ciągnik i bardzo mnie cieszy, że w końcu to mi się udało. I na tym nie poprzestanę. Z synem chcielibyśmy kupić kolejny ciągnik, mam nadzieję, że żona również przekonała się do tego. Być może naszym następnym pojazdem będzie URSUS C-4011. To był pierwszy ciągnik o większej mocy. Chcielibyśmy jeszcze dokupić do tego ciągnika charakterystyczną dla tamtych czasów maszynę, czyli snopowiązałkę. Może uda nam się ją ocalić od zapomnienia – mówi o swoich planach pan Sławomir.
– Ten ciągnik dostał nowe życie. Nie trafił do huty, czy w ręce handlarzy bądź na złom. Nadal żyje, jeździ, a młodsze pokolenia będą mogły zobaczyć, jak wyglądała taka maszyna dawniej, a skonstruować ją nie było tak łatwo – kończy Sławomir Jakoniuk.
https://youtu.be/g3YQYyQ5iYc
Red. Marta Śliwińska
Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl