W Bondarach jesień pachnie kiszoną kapustą
– Dzisiaj zostało zakupionych 100 kilogramów kapusty – mówi Eugenia Bura, przewodnicząca Koła Gospodyń i Gospodarzy Sołectwa Bondary. – Tylko mi dokładają – zauważa z uśmiechem pan Janek, który dzielnie pomagał gospodyniom w szatkowaniu kapusty.W Bondarach nad Zalewem Siemianówka jesień ma wyjątkowy aromat — pachnie kiszoną kapustą. Członkowie Koła Gospodyń i Gospodarzy Sołectwa Bondary, mieszkańcy i sympatycy spotkali się, by wspólnie pracować, rozmawiać i podtrzymywać piękną tradycję kiszenia kapusty.
Spotkanie szybko zamieniło się w radosne, gwarne wydarzenie, pełne śmiechu i rozmów.
– Ludzie się spotykają, cieszą się. Także jak poszło echo, że kisimy kapustę, to tak 10 osób przybyło – zauważa przewodnicząca koła.
Kapusta jak dawniej – bez nawozów i z sercem
Eugenia Bura wspomina, że kiedyś kiszenie kapusty było powszechnym jesiennym zwyczajem.
– Kiedyś kisiły nasze babcie, tylko nie ma już tych beczek, takich, jak kiedyś, dębowych. Kisimy, w czym się da, m.in. w glinianych naczyniach. Dodajemy koperek, kminek, trochę marchewki. Mamy też starodawną szatkownicę. Kapusta jest bardzo smaczna, bez nawozów. Dostajemy ją od dobrego gospodarza. Jest sprawdzona. Używamy jej później do różnych potraw: pierogów, bigosu, na Wigilię.
Wspomnienia wracają również do czasów, gdy kapusta była kiszona w całości.
– Moja mama kisiła jeszcze całe główki. Wkładała je pod spód, później wyjmowało się na gołąbki te całe główeczki. Bardzo smaczne były – wspomina Lucyna Matwiejczyk.
Przewodnicząca dodaje:
– Wlewało się trochę wody, bo wiadomo, że kapusta była sucha. Zalewało się te główki słoną wodą, wycinało się kaczany, żeby ta woda słona do środka tych główek wchodziła. I takie główki leżały długo, na przedwiośniu dopiero się wyciągało z tej beczki i jedliśmy. Dzieci też zajadały się tą kapustą. Inny smak był gołąbków, bo ta w główkach, ona ma w ogóle inny smak od tej, co tutaj.
Lucyna Matwiejczyk dodaje jeszcze jedno wspomnienie:
– Jeszcze przypomniało mi się, że u nas była jabłoń antonówka, takie duże, ładne antonówki. To też się wrzucało do tej beczki, one dodawały smaku tej kapuście. A beczki były drewniane, z obręczami, fajne. Przyciskało się kapustę tą drewnianą pokrywą i dobrym kamieniem.
Tradycja, która łączy pokolenia
Kiszenie kapusty to nie tylko smak, ale też wiedza i doświadczenie.
– Ważne jest, żeby z tej kapusty wychodziły gazy. Trzeba ją podrzucać, przemieszać, przebijać dziurki. Jak zacznie fermentować, to trzeba kilka razy ją przemieszać, wyjąć z powrotem, włożyć i przebijać – tłumaczy Eugenia Bura.
W pracach pomagali również panowie.
– To jest sama radość, a dodatkowo to jest świetne ćwiczenie – na biceps, triceps, obręcz barkową. Proszę zobaczyć. I po co chodzić na aerobik? – żartuje pan Mirek. – Jestem sympatykiem tej wspólnoty i tutaj panie mówiły o przyprawach do tej kiszonej kapusty. Ja jeszcze czuję coś innego, co będzie procentować za parę miesięcy, kiedy będzie gotowa do jedzenia. A więc w tej atmosferze tutaj jest jeszcze uśmiech, radość, sympatia i później, kiedy będziemy jedli tę kapustę, na pewno ją odczujemy. A więc, może niektórych tradycji nie zmieniajmy, tylko je kontynuujmy, zachowujmy. A jeżeli czegoś nie wiemy, to pytać właśnie starszych osób, nestorów, nestorki – oni podpowiedzą. I przekazujmy to młodym, żeby to trwało. To jest nasze dziedzictwo regionalne, narodowe – uważa.
Tradycja, która trwa w Bondarach
– Dzisiaj zostało zakupionych 100 kilogramów kapusty na większe potrzeby. W domu też panie kiszą, tu na terenie w Bondarach kiszą. Jeszcze pilnują tych tradycji. Mieszkam w bloku na Bondarach i widzę, że panie w starszym wieku też wszystkie kupują tę kapustę. Same panie szatkują, starają się robić po swojemu – dodaje Eugenia Bura.
Spotkanie przy kapuście to nie tylko praca, ale i sposób na wspólne spędzenie czasu.
– Jest bardzo fajnie, miło spędzić tak czas, nie w domu, nie przed telewizorem, nie w swoich garach, tylko wspólnie coś zrobić, ugotować. To jest takie fajne spotkanie. Ja na pewno będę częściej. I córka mówi, że fajnie spędziła czas – podzieliła się Dorhttps://youtu.be/XVzVt7hs5S0ota.
Szatkownica, która przetrwała pokolenia
Tradycyjne narzędzia również mają tu swoje miejsce.
– Mamy starodawną szatkownicę, która ma prawie 100 lat. Podarował ją nam członek naszego koła, pan Wincenty. Kiedyś szatkownic nie było, dopiero potem pojawiły się w sklepach. Taka szatkownica była jedna na całą wioskę. I przed kiszeniem, już jesienią, właściciel ostrzył w niej noże. I ta szatkownica chodziła od gospodarza do gospodarza. Dzisiaj u ciebie, jutro u mnie. Panie szły i pomagały. Pożyczało się chętnie. Potem już pojawiły się w sklepach szatkownice różnego rodzaju. Kiedyś było to takie fajne spotkanie sąsiadów. Chodziło się od jednych do drugich. No i mężczyźni przeważnie zajmowali się tym szatkowaniem, a kobiety już przyprawami, krojeniem kapusty. Teraz już to zanika, ale żal tego wszystkiego. My, jako koło, chcemy robić wszystko, aby ta tradycja nie zaginęła. Żeby były spotkania, żeby ludzie przychodzili, żeby się cieszyli, żeby nie siedzieli zamknięci w domach. Bo to dla ludzi jest bardzo potrzebne – podsumowuje Eugenia Bura.
Array
Red. Marta Śliwińska
Fot. Marta Śliwińska Podlaskie24.pl








