Wraz ze starszym pokoleniem powoli odchodzą w zapomnienie. Garncarstwo, kowalstwo, łyżkarstwo, tkactwo, pisankarstwo – w sztuce ludowej niczym w zwierciadle odbija się bogactwo tradycji oraz ogromne talenty drzemiące w ludności mieszkającej z daleka od zgiełku wielkich miast. Niepowtarzalność, wielość form a także piękno, które dziś zachwyca bardziej niż wczoraj…
– Zacząłem uczyć się tego zawodu dla rozrywki, ale pewnego dnia zrozumiałem, że to, czym się zajmuję, ma sens. Mówiąc prosto: zrozumiałem, że to co robimy od setek lat, to jest nasze dziedzictwo i trzeba to kontynuować – mówi Rafał Piechowski z Czarnej Wsi Kościelnej, który jest szóstym pokoleniem garncarzy w swojej rodzinie.
– Tworzenie naczyń jest na tyle magiczne, że odlatujesz. To jest jak medytacja – niby się skupiasz na tym, co robisz, ale masz też czas na regenerację umysłową. Moim zdaniem każdy rękodzielnik, nie tylko garncarz, jest magikiem, czarodziejem, bo dostrzegam magię w tym, że każdy ma swój własny styl tworzenia naczyń. Nie ma dwóch takich samych garncarzy na świecie, z takim samym wzorem naczyń. Każdy będzie miał swój styl i każdy będzie się czymś wyróżniał – podkreśla twórca.
Zwykło się mówić, że Czarna Wieś Kościelna to podlaskie „zagłębie ceramiczne”. Nie ma co się dziwić, natura hojnie obdarzyła te ziemie w pokłady gliny. I o ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu na naszych terenach działało kilkadziesiąt ośrodków garncarskich, o tyle dziś jest to zawód ginący. Garncarstwo to w dużej mierze tradycje rodzinne przekazywane z pokolenia na pokolenia, z ojca na syna.
– Mój praprapradziadek przybył kiedyś do Czarnej Wsi Kościelnej z Knyszyna. Założył tę wieś i od niego to wszystko się zaczęło – mówi młody garncarz.
Twórca wspomina początki swojej przygody z gliną.
– Na początku na pewno jest ciężko. Potem, gdy już się wszystko rozwinie, to jest lżej, ale też trzeba wiedzieć, jak to wszystko poukładać. Trudno mi stwierdzić, które naczynie było pierwsze, ponieważ każdy zaczyna swoją przygodę z garncarstwem praktycznie tak samo – od czegoś na wzór prostych kubeczków albo miseczek, później przechodzi się dalej do kubków, butelek i tak dalej. Największą satysfakcję, jeżeli chodzi o początki, dało mi wykonanie małej „buni”, która jest jednym z najtrudniejszych naczyń do wykonania. „Bunia” jest naczyniem okrągłym z małym dziubkiem. Służyła kiedyś do przechowywania mocnych alkoholi, wody i czasami oleju – opowiada Rafał Piechowski.
W Czarnej Wsi Kościelnej z kół garncarskich nadal zdejmowane są naczynia o tradycyjnych kształtach – smukłe „ładyszki”, pękate „buńki”, garnki i dwojaki.
– Inne tradycyjne formy oprócz „buni” to: „ładyszka” do przechowywania mleka, dzbanek do przechowywania wody bądź innych napojów, dwojak do transportu pokarmów, gar do gotowania na ognisku, szabasówka zamawiana dawniej głównie przez Żydów i stosowana podczas szabasu i do transportu pokarmu, konewka do podlewania – wylicza młody garncarz.
Teza i antyteza, czyli… synteza
Sztuka ludowa powoli przestaje być nieciekawym reliktem przeszłości i uchylając szeroko drzwi, stara się zaprosić do swojego świata odbiorców XXI wieku
– Dotychczas glinę wykopywaliśmy z naszej kopalni na polu, sami ją przetwarzaliśmy, mieliliśmy w maszynie. Dzisiaj, ja zajmując się garncarstwem, planuję glinę kupować, ponieważ chcę wprowadzić syntezę pomiędzy tradycją a nowoczesnością. Dzisiaj tradycją jest robienie tradycyjnych wzorów naczyń, a nowoczesnością jest szkliwienie. I to jest taka teza i antyteza, a ja planuję wprowadzić taką syntezę, aby robić tradycyjne wzory naczyń szkliwionych od środka. Te naczynia mogą być sprzedawane nie tylko w sklepach, ale też wykorzystywane w restauracjach, a druga sprawa, że chodzi o tradycję i kulturę – podkreśla twórca.
Twórcy ludowi zaczynają nauczać swoich odbiorców na czym polega ich praca w taki sposób, by ludzie wiedzieli, że niepowtarzalność ich dzieł jest wynikiem indywidualnego podejścia, doświadczenia i doboru najlepszych materiałów.
– Czasy się zmieniają i dzisiaj ludzie są znacznie bardziej zafascynowani ceramiką szkliwioną, bo jest kolorowa, ładna i rzuca się w oczy. Na ceramiką tradycyjną też jest coraz większe zapotrzebowanie, ponieważ ludzie chcą wracać do tego, co było i przede wszystkim do tego, co polskie i też zaczyna ich to coraz bardziej interesować. Natomiast jeżeli chodzi o zainteresowanie tym, jak to powstaje, to są to nieliczne jednostki. Większość ludzi po prostu się tym zachwyca, bo widzi, że to jest ładne. Dodatkową zachętą jest polska produkcja i fakt, że takich ludzi, jak my, jest dzisiaj mało. To też wzbudza szczególne refleksje w ludziach – tłumaczy garncarz.
W Czarnej Wsi Kościelnej można także zobaczyć bardzo stary sposób wykonywania ceramiki siwej.
– Ceramika siwa powstaje na zasadzie redukcji, czyli zamknięciu dopływu tlenu do pieca. Jest to proces, w którym ceramika zmienia kolor z biskwitowego, czyli koloru pomiędzy „skórnym” a pomarańczowym na właśnie siwy, szary. W czasach PRL-u, od lat 50. do końca 80., była sprzedawana na wagę klejnotów, bo było na nią duże zapotrzebowanie. Dzisiaj ceramikę siwą pamiętają tylko ludzie starsi. Młodzi nie mają o tym zielonego pojęcia, chyba, że jest to osoba, która naprawdę się tym interesuje. Do tej pory spotkałem tylko jedną taką osobę – zauważa Rafał Piechowski. – Ceramika siwa przyciąga swoją prezencją, nie jest jednolita, ma w sobie coś innego, wyjątkowego. I co najciekawsze, jest błyszcząca, chociaż nie jest pokrywana szkliwem – dodaje.
Czasy się zmieniają. Współczesny rękodzielnik nie zajmuje się wyłącznie wyrobem przedmiotów. Musi również wiedzieć gdzie i jak sprzedać swoje produkty.
– Zrobię wszystko, żeby to promować. Mam nadzieję, że będzie lepiej. Chcę też zacząć sprzedawać swoje wyroby w Internecie i wprowadzić je na rynek międzynarodowy, bo tam jest zainteresowanie, tylko ludzie nie wiedzą gdzie szukać. Mam kontakt z koleżanką ze Stanów Zjednoczonych, z którą chcę nawiązać współpracę. Teraz jest kryzys ekonomiczny, ale jak się tylko polepszy sytuacja, to na pewno nawiążemy współpracę – mówi o swoich planach Rafał Piechowski.
„Uwierz w ducha”?
Kilka tygodni temu Rafał Piechowski zrealizował replay sceny z filmu „Uwierz w ducha”
– To krótki, 5-miniutowy film, który stanowi powtórzenie sceny z filmu „Uwierz w ducha”, kiedy to Demi Moore z Patrickiem Swayze kręcili naczynie na kole garncarskim. Zaczęło się od tego, że turyści, którzy do nas przyjeżdżali, od razu kojarzyli koło z tym filmem. Film, który zrealizowaliśmy, ma klimat słowiański, bo to ma być ukazanie też po części klimatu słowiańszczyzny. Zależy mi, by odrodzić w Polsce rodzimowierstwo w Polce, bo ludzie o nim zapominają – mówi twórca wywodzący się z Czarnej Wsi Kościelnej.
Red. Marta Śliwińska
Fot. Marta Śliwińska/Podlaskie24.pl