Teraz to jest niepotrzebne, ale to jest pamiątka i nie mogę tego zniszczyć.

To spokojne miejsce do życia. Lepszego nie trzeba. Jest zdrowe powietrze, blisko las a w nim grzyby i jagody. Nawet z Warszawy przyjeżdżają i kupują tutaj ziemię i domy, to dlaczego my mielibyśmy narzekać? – przekonuje pani Łucja. Haftowane poduszki i serwety, lniane ręczniki, tkane na krosnach dywany, chodniki a nawet młoda – chociaż już sześćdziesięcioletnia – panna młoda. Mieszkanka wsi Odnoga w gminie Michałowo z wielką starannością przechowuje ślady przeszłości i owoce ciężkiej pracy ludzkich rąk. – Teraz to jest niepotrzebne, ale to jest pamiątka i póki żyję, nie mogę tego zniszczyć. Wiem, jak ciężko się na to pracowało – podkreśla.

Dawniej wszystko trzeba było wykonać ręcznie a tkanina miała wielką wartość.

Bardzo ją szanowano. Trzeba było zaścielić każde łóżko. Mam nawet takie gorsze kapy, które tkano po to, by wykorzystać je, kiedy jechano konno. Zaściełano nimi furę albo okrywano konia. Tkaniny spełniały wiele funkcji. Na święta wyjmowano nowsze, lepsze kapy. Na co dzień, tam, gdzie najwięcej się przesiadywało, leżały nieco bardziej wysłużone okrycia. Na strychu leżą też worki, które mama utkała na ziemniaki. Kiedyś nie można było ich kupić – opowiada mieszkanka Odnogi.

Są nawet pięknie zachowane, wyhaftowane przez mamę pani Łucji, 60-letnie poduszki.

Mama je robiła. Mają ręcznie haftowane wstawki. Dbam o to, żeby nic im się nie stało. Teraz są niepotrzebne, ale to jest pamiątka i póki żyję, nie mogę tego zniszczyć. Wiem, jak ciężko się na to pracowało – zaznacza.

Jest też panna młoda, choć już nie taka młoda…

Ta lalka została kupiona jakieś 60 lat temu, specjalnie na ślub. Teraz dekorują samochody kwiatami, obrączkami, a kiedyś była lalka – opowiada.

Kiedyś było inaczej…

Pani Łucja z sentymentem wspomina dawne czasy.
Ludzie kiedyś żyli zgodnie, odwiedzali się nawzajem. Nie było telewizorów, więc spędzali czas wspólnie. Pamiętam, że kiedy byłam mała, wieczorem przychodzili sąsiedzi. Na środku pomieszczenia stawiano lampę, gospodynie piekły bułkę drożdżowa, babkę ziemniaczaną, wypijano też po kieliszku. Nawet z sąsiednich wsi przychodzili. Ludzie żyli ze sobą dobrze. Nie było fryzjerów, więc jedni do drugich chodzili się strzyc. Pracowano wspólnie w polu, na koniec był poczęstunek i było śpiewanie. Kiedy były chrzciny, to było słychać już na drodze, bo każdy jechał z jakąś pieśnią. Śpiewano też w czasie dożynek – po tym poznawano, że u danego gospodarza zakończyły się żniwa. Nie było takiego jedzenia, jak teraz, ale zawsze była jakaś słonina, jajka. Brało się jedzenie w miskę i szło się na pole. Teraz talerzyki, plasterki, bo inaczej nie pasuje. Kiedyś każdy cieszył się z tego, co miał – wspomina z sentymentem.

Red. Marta Śliwańska

Fot. Marta Śliwańska/Podlaskie24.pl

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy