Wyrwani z Niewoli – Apostołowie w dresach

Obaj z trudną przeszłością naznaczoną alkoholem, narkotykami, kłamstwem i przemocą. Obaj sięgnęli dna, by później, dzięki spowiedzi, silnie doświadczyć miłości i łaski Boga. Poznali się w 2010 roku, już w tym nowym, lepszym życiu. Z podobną historią, ogolonymi głowami i w dresach, z metrową figurą Matki Bożej i krzyżem przy boku, zaczęli jeździć po Polsce i dzielić się swoimi przeżyciami z innymi. Założyli fundację, nagrywają płyty i koncertują. Stworzyli też specjalny program profilaktyczny. Do ludzi trafiają z konkretnym przekazem – że każdy człowiek może zmienić swoje życie, nawet jeżeli się w nim pogubił, jeżeli stracił nadzieję. Jacek „Heres” Zajkowski i Piotr Zalewski – „Wyrwani z Niewoli”.

„Pokazujemy proste sposoby, proste metody na to, by nie być samemu. Człowiek kiedy jest sam, jest często nieszczęśliwy. Każdy z nas potrzebuje bliskich relacji. One pomagają, one rozwijają. To, do czego zapraszamy ludzi przed którymi występujemy, jest przede wszystkim naszym doświadczeniem, czyli doświadczenie upadku, nałogów, problemów, z których sami nie potrafiliśmy wyjść. I w końcu otwartość na drugiego człowieka, który stanął na naszej drodze i któremu pozwoliliśmy sobie pomóc. Wtedy zaczął się u nas proces zmiany, który trwa do dzisiaj i będzie trwał do końca życia” – mówią zgodnie.

Wcześniej było ciemno

„Jestem zwolennikiem mówienia, że było ciemno, a teraz staje się jasno. Teraz zresztą też czasami bywa ciemno. Oczywiście nie chodzi o to, że wróciłem do narkotyków, ale jestem tylko człowiekiem, zmagam się, walczę, pracuję nad sobą i czasami mi nie wychodzi. Przyznaję się do swoich słabości, ale dzięki odkrywaniu prawdy i stawaniu w prawdzie doświadczam wyzwolenia. W wielkim skrócie: było bardzo źle, miałem poczucie, że jestem skreślony, posypało mi się wiele spraw w życiu – narkotyki, szkoła, sprawa w sądzie. To był taki moment, kiedy miałem dwie możliwości – albo zwrócić się o pomoc albo popaść w rozpacz. Byłem wewnętrznie na skraju wyczerpania. Wtedy trafiłem do kościoła i odbyłem spowiedź. Powiedziałem szczerze, co mam na sumieniu, a nie było tego mało. To były rzeczy dla mnie kompromitujące i wstydliwe. I po przyznaniu się, w momencie kiedy stanąłem w prawdzie, wiele rzeczy zaczęło się zmieniać. To był taki pierwszy impuls. Wierzę, że to był impuls Miłosierdzia Bożego. Dzięki niemu zacząłem stawiać kolejne kroki w swoim życiu, a to sprawiło, że dziś jestem tu, gdzie jestem. Trwa to już ponad 10 lat – w trzeźwości od narkotyków, w życiu zupełnie innym niż kiedyś. To jest fascynująca droga. Skoczyłem studia, dalej się kształcę na psychoterapeutę. Dzieją się w moim życiu rzeczy, które wcześniej były dla mnie nie do pomyślenia. Jacek „Heres” z naszej ekipy robi muzykę, konkretny rap z wartościami. Wydał już czwartą płytę. Możemy grać koncerty, inspirować młodych ludzi, dawać im nadzieję, że mogą coś zmienić w swoim życiu na lepsze” – podkreśla Piotr Zalewski.

Na nośnik treści, które chcą przekazać, wybrali muzykę. To ona pokonuje bariery, skraca dystans.

„ Inaczej ludzie mogliby nas odczytywać jako wielkich moralizatorów. Wchodzimy z rapem, którego słucha wielu młodych ludzi i nie tylko młodych. Na tym bicie kładziemy konkretne słowa, które wykorzystujemy do niesienia konkretnych treści. Znamy ludzi po 70-tce, którzy słuchają naszej muzyki i mimo tego, że są to nowoczesne brzmienia, przyjmują tę treść, utożsamiają się z nią. Ona ich podbudowuje i bardzo się z tego cieszymy” – podkreślają muzycy.

Łyse banie głoszą Zmartwychwstanie

Ze swoim programem odwiedzają szkoły, zakłady poprawcze i karne, domy dziecka, ośrodki wychowawcze. Koncertują – zarówna na festiwalach chrześcijańskich, jak i świeckich. Każdy taki wyjazd to dla nich kolejne doświadczenie i przygoda, szczególnie jeżeli podróżuje się pociągami.

„Mieliśmy swego czasu wiele ciekawych historii. Kilka lat temu środkiem naszego transportu był pociąg. I jak to w tamtym czasie bywało, gdziekolwiek nie jechaliśmy, zabieraliśmy ze sobą ponad metrową figurę Matki Bożej. Tamtego pamiętnego dnia nie mogło być inaczej. Stojąc na peronie w Białymstoku zauważyliśmy grupę kilkuset kibiców Jagiellonii Białystok, jadących na mecz do Warszawy. Z wyglądu niczym się od nich nie różniliśmy prócz szalika klubowego, którego nie mieliśmy i dużej figury Maryi, której nie mieli oni. W jednym momencie spotkaliśmy się ze spojrzeniem całego peronu „łysoli”, którzy ze zdziwieniem odprowadzali nas wzrokiem. Gdy pociąg ruszył czuliśmy potrzebę wyjścia do kibiców i w jakikolwiek sposób podzielenia się naszą Miłością do Boga. Jednak na samą myśl o tym czuliśmy ogromny strach. Postanowiliśmy modlić się w tej intencji, za kibiców. Jednak teraz z perspektywy czasu możemy przyznać, że modlitwą chcieliśmy zyskać czas, żeby droga jak najszybciej się skończyła i w ten sposób uniknąć działania. Modlitwa trwała i trwała, minuty uciekały i żaden z nas nie kwapił się żeby wyjść z naszego bezpiecznego przedziału do „kiboli”. W pewnym momencie dostrzegliśmy przez okienko w naszym przedziale kibiców uciekających po korytarzu od „kanarów” i policji. Biegali w tę i z powrotem jak się potem okazało z powodu braku biletów i mało kulturalnego zachowania. W jednym momencie pewna grupka uciekających „kiboli” nieoczekiwanie wpadła do naszego przedziału. Zobaczyli nas, zobaczyli figurę. Szybko zaczęli nam zadawać pytania o co chodzi, czy robimy sobie jaja itp. To było niezwykłe, bo sami zaczęli nas dopytywać o powód jeżdżenia z tą figurą. Zaczęliśmy dzielić się świadectwem i opowiadać o Jezusie, oni słuchali z otwartymi „gębami”. Było widać ich poruszenie. Nie chcieli wychodzić z naszego przedziału, chcieli więcej. Przyszli również kolejni. Na końcu przyszedł główny szef całej grupy kibiców i chciał z nami pogadać, również otworzył się na nasze słowa, otworzył się na ewangelizację” – wspomina Piotr Zalewski.

„Oczywiście zdarzało się też, że zatrzymywała nas policja, która myślała, że ukradliśmy tę figurę z kościoła” – dodaje z uśmiechem.

Apostołowie w dresach

„Czasami ktoś po takim spotkaniu podchodzi do nas i mówi, że wiele mu ono dało, że wiele sobie uświadomił. Nie wiemy jednak, co będzie się działo z nim dalej, czy faktycznie weźmie ten przekaz do serca i wprowadzi to w życie. Najbardziej cieszą nas długofalowe efekty i oczywiści jest dużo takich  sytuacji, kiedy ktoś odzywa się do nas po kilku miesiącach i mówi, że po naszym spotkaniu podjął decyzję, że nie chce już tak żyć, że idzie na terapię, że poszedł do spowiedzi, że robi konkretne kroki, które kiedyś były dla niego nie do pomyślenia. Cieszymy się, że staliśmy się pewnym impulsem za którym poszedł. I pisze nam taka osoba, że jest na terapii, że powoli jej życie zmienia się na lepsze. Takie wiadomości dają siłę, że to, co robimy, ma sens, bo nie wiem, czy gdybyśmy nie dostawali takich wiadomość zwrotnych, dalej byśmy działali. To daje nam kopa, żeby dalej działać, dalej szukać sposobów, by jeszcze skuteczniej dotrzeć do młodych ludzi” – podsumowuje Piotr.

 

Red. Marta Śliwińska

Fot. Facebook/Wyrwani z Niewoli

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy