Brexit i co dalej? Rozmowa z Krzysztofem Jurgielem, posłem EKR do Parlamentu Europejskiego

Brexit i co dalej? Rozmowa z Krzysztofem Jurgielem, posłem EKR do Parlamentu Europejskiego

Leszek Koleśnik: W czerwcu 2016 r. odbyło się referendum, w którym większość obywateli Wielkiej Brytanii opowiedziała się za wyjściem z Unii Europejskiej. Proces wychodzenia ze Wspólnoty trwał dość długo. Ostatecznie 1 lutego 2020 r. formalnie nastąpił Brexit. Potem rozpoczął się okres przejściowy. Proszę Pana Posła o krótkie przedstawienie, jak przebiegał Brexit.

Krzysztof Jurgiel: Punktem wyznaczającym początek Brexitu uznaje się przemówienie premiera rządu konserwatystów Davida Camerona z 23 stycznia 2013 r., w którym domagał się reformy UE, a jednocześnie zapowiedział referendum w sprawie członkostwa, które – trzykrotnie przekładane – odbyło się 23 czerwca 2016 r. Cameron jako zwolennik udziału Zjednoczonego Królestwa w strukturach europejskich poniósł polityczną klęskę. Triumfowali zwolennicy Brexitu, gdyż prawie 52 proc. osób głosujących w referendum opowiedziało się za opuszczeniem przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej.

Zaczęły się negocjacje z Komisją Europejską. Niezwykle skomplikowane, pełne dramatycznych napięć, dotyczące kształtu porozumienia o Brexicie i uzgodnienia warunków przyszłej współpracy z Wielką Brytanią. Zarówno Wielka Brytania – z jednej strony, a z drugiej – negocjatorzy unijni, twardo mnożyli zastrzeżenia i bariery na wielu obszarach: w handlu, przepływie towarów i osób, rybołówstwie. Uzgodniony tekst porozumienia był odrzucany przez  brytyjski Parlament. Ówczesna premier Theresa May zrezygnowała ze stanowiska. Dopiero nowy lider Partii Konserwatywnej Boris Johnson, po licznych potyczkach z Izbą Gmin oraz po przyspieszonych wyborach, uzyskał silną pozycję, co pomogło mu zakończyć negocjacje z Unią.

W negocjacjach Unii z Wielką Brytanią odegrał pewną rolę, może nie najważniejszą, Donald Tusk, kiedy był przewodniczącym Rady Europejskiej. Jak Pan Poseł ocenia jego działania?

Z racji pełnienia jednej z kluczowych funkcji w Unii Europejskiej miał on szansę sprawdzić się. Poznaliśmy go wszakże z destrukcyjnej roli, z czego był nam dobrze znany w Polsce, kierując rządem PO – PSL. Nie powstrzymał oczywiście Brexitu. Działał wyraźnie na nerwy polityków brytyjskich. Popisywał się arogancją w rozmowach, która nie mogła przecież łagodzić sporów. Prasa brytyjska nie szczędziła Tuskowi złośliwych, a nawet obraźliwych epitetów. Zwolennikom Brexitu dostarczał propagandowego paliwa.

Eurosceptycyzm społeczeństwa Zjednoczonego Królestwa, wydaje mi się, zawsze był silny, co mobilizowało polityków do walki o specjalne traktowanie tego kraju w ramach Unii Europejskiej – dla własnego interesu. W czym było to szczególnie widoczne?

Wielka Brytania potrafiła wywalczyć sobie specjalny status w Unii Europejskiej. Za przyczyną nieustępliwej postawy pani premier Margaret Thatcher w 1984 r., Zjednoczone Królestwo podpisało umowę z EWG na poważne obniżenie składki członkowskiej płaconej do wspólnej kasy. Brytyjczycy nazwali tę umowę patriotycznym zwycięstwem. Ubytek w budżecie unijnym był później corocznie wyrównywany przez inne państwa członkowskie. Kraj ten nie zgodził się na przystąpienie do wspólnej waluty euro i Strefy Schengen. Z istotnych powodów, które podzielała także Polska. A chodziło o ingerencje UE w sprawy rodziny, kwestie światopoglądowe. Wielka Brytania uzyskała pewne odstępstwa od stosowania Karty Praw Podstawowych, dokumentu będącego częścią Traktatu Lizbońskiego podpisanego w grudniu 2000 r.  Do tzw. Protokołu Brytyjskiego dołączyły Polska i Czechy.

Brytyjski sceptycyzm miał też swoje dobre strony, z punktu widzenia polskiej polityki i naszych interesów. Tak uważam. Przede wszystkim rząd angielski zdecydowanie popierał rozszerzenie UE w 2004 r. o państwa Europy Wschodniej, występował przeciwko tendencjom protekcjonistycznym w handlu i usługach na jednolitym wspólnym rynku, bardzo konsekwentnie blokował stworzenie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.

Duma Brytyjczyków, a także wielki potencjał gospodarczy, skłaniały do dbałości o niezależność i suwerenność państwową. Dało się odczuć swego rodzaju bliskość poglądów z Polską, w sprzeciwie wobec dążeń federacyjnych głównych państw UE, czy przeciwko samowolnym, wbrew traktatom, poczynaniom Komisji Europejskiej, która poszerzała swoje kompetencje. Słuchałem wystąpień brytyjskich deputowanych w Parlamencie Europejskim. Nie brakowało w nich ostrych, szyderczych słów, zwłaszcza jak przemawiał Nigel Farage, lider Partii Brexit. Przez ponad 30 lat swojej aktywności politycznej prowadził kampanię na rzecz wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE. Brytyjczykom nie mogło się też podobać rozpychanie Niemiec w UE, które wyraźnie przejawiają tendencje hegemonistyczne, chcą z Francją decydować prawie o wszystkim.

Czy to nie jest tak jak z Polską, z rządem Prawa i Sprawiedliwości, broniącym suwerenności i niepodległości?

Mechanizm oceny praworządności, powiązany z wypłatą funduszy unijnych, zmontowali Niemcy. Podczas ich prezydencji zakończonej 31 grudnia 2020 r. został przyjęty przez PE, razem z wieloletnim budżetem Wspólnoty na lata 2021 – 2027 oraz Funduszem Odbudowy Gospodarczej. Nie mam wątpliwości, że będzie on służył do dyscyplinowania rządu polskiego, aby blokować nasze reformy i okiełznać ambicje budowania mocnej, suwerennej gospodarki. Szantaż finansowy zawsze działa deprymująco, może wpłynąć na władze polskie, aby nie ośmielały się działać zbyt odważnie i samodzielnie. W tym znaczeniu jest jakieś podobieństwo z postawą Wielkiej Brytanii. Natomiast pragnę jasno powiedzieć: o żadnym Polexicie nikt nie marzy w mojej grupie parlamentarnej – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.

Szkoda, że doszło do Brexitu. Wielka Brytania stanowiła liczącą się przeciwwagę dla tandemu niemiecko – francuskiego, przejmującego stopniowo stery władzy w UE. Było w jej mocy powstrzymanie radykalnych pomysłów brukselskiej biurokracji, na czele z Komisją Europejską. A to czasem wzmacniało stanowisko Polski.

Ostatnim etapem prowadzącym do zakończenia procesu wychodzenia Wielkiej Brytanii z UE, do zakończenia okresu przejściowego, były rokowania w sprawie umowy o handlu i współpracy. Stan napięcia i niepewności, czy treść umowy zostanie uzgodniona, trwał do ostatnich dni ubiegłego roku.

Na sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Brukseli, w dniu 15 października 2020 r., przewodniczący Rady Europejskiej – Charles Michel oświadczył, że nie można dążyć do porozumienia za wszelką cenę, ponieważ Zjednoczone Królestwo chce mieć dostęp do wspólnego rynku bez respektowania norm i przepisów unijnych. Na przykład: dotyczących pomocy publicznej dla prywatnych firm, praw socjalnych i ubezpieczeń pracowników zatrudnionych na Wyspach a pochodzących z państw UE, swobody przepływu towarów i osób oraz dostępu rybaków z Unii do łowisk brytyjskich. Sprawą głęboko sporną stała się granica pomiędzy Irlandią Północną a Irlandią. W wystąpieniach posłów grupy EKR podkreślaliśmy, że Brexit bez porozumienia nie tylko pogorszy relacje UE z Wielką Brytanią, ale w konsekwencji okaże się niekorzystny ekonomicznie dla 27 państw Unii.

W Wigilię Bożego Narodzenia została uzgodniona treść umowy handlowej. Muszę wyraźnie powiedzieć, że jest ona zasadniczo korzystna, bo gdyby negocjacje zakończyły się fiaskiem, następstwem byłyby ogromne perturbacje, długi okres chaosu w wymianie handlowej oraz pogorszenie się sytuacji obywateli państw UE pracujących w Wielkiej Brytanii. Ważnym osiągnięciem tej umowy jest utrzymanie handlu bez ceł i kwot ilościowych. Chociaż pewne uciążliwości typu administracyjnego, więcej rozmaitych papierków do wypełnienia i pozwoleń,  przysparzają kłopotów i niezadowolenia firmom transportującym towary, zarówno brytyjskim jak i unijnym.

Po Brexicie zmienia się podejście w kwestii traktowania obywateli państw UE, również Polaków, przez Wielką Brytanię, i odpowiednio – obywateli brytyjskich. Jakie to są zmiany?

Od 1 stycznia tego roku swobodny przepływ osób będzie częściowo ograniczony. Wielka Brytania wprowadza w życie punktowy system imigracyjny. Cudzoziemcy chcący pracować na Wyspach, muszą starać się o wizę pracowniczą. Ponadto kończy się wzajemne uznawanie kwalifikacji zawodowych, co będzie barierą przy zatrudnieniu. Konieczność uzyskania wizy obejmie tych, którzy chcą przebywać dłużej niż 6 miesięcy. Do 30 września 2021 r., aby wjechać na teren Zjednoczonego Królestwa wystarczy mieć przy sobie dowód osobisty, później niezbędny będzie paszport. Ci, którzy posiadają status osoby osiedlonej, a dotyczy to większości Polaków, pojadą jeszcze bez paszportu do swego kraju, i wrócą – do końca 2025 r.

Po 1 stycznia znacznie wzrastają opłaty na studia, nawet dwa – trzy razy więcej, co nie jest dobrą wiadomością dla młodych Polaków, którzy chcieliby studiować na uczelniach brytyjskich. Teraz Polska, podobnie jak inne państwa członkowskie UE, zaliczana jest do tzw. krajów trzecich. Na szczęście nic się nie zmienia w odniesieniu do kontynuujących studia i mających status osoby osiedlonej. Wielka Brytania nie zgodziła się na przedłużenie unijnego programu wymiany młodzieży Erasmus, z czego korzystało wielu polskich studentów. Szkoda. Podobno strona brytyjska przygotuje swój program. Na podstawie porozumienia, Polacy mieszkający i pracujący na Wyspach będą mieli dostęp do brytyjskiego systemu emerytalnego, zasiłków na dzieci oraz innych zabezpieczeń socjalnych.

Jak donoszą media, Polacy w dużej liczbie opuszczają Anglię. Czy dzieje się tak wskutek Brexitu, Panie Pośle?

Wielka Brytania przeżywa największe załamanie swojej gospodarki od 300 lat. Wiemy, że pandemia COVID – 19, i związany z nią długotrwały lockdown, zadały poważny cios brytyjskiej gospodarce. Katastrofalne skutki pandemii połączyły się z Brexitem, z pogorszeniem się warunków współpracy z Unią Europejską. Polacy wyjeżdżają, powracają do kraju ponieważ tracą pracę w sektorach, które najmocniej zostały poszkodowane przez lockdown: w gastronomii, handlu, budownictwie, transporcie. Nawet, gdy sytuacja się poprawi, wątpię, czy będą mogli pojechać za pracą na Wyspy. Ze względu na nowe zasady osiedlania się dla obywateli Unii. Oficjalny londyński instytut statystyczny podał, że na 30 czerwca ubiegłego roku liczba Polaków żyjących na Wyspach spadła do 815 tys. Rok wcześniej było 900 tys. W tym roku powrotów będzie więcej. Patrząc na to z naszej polskiej perspektywy, nie musimy być zmartwieni. Tyle lat oczekiwaliśmy, że Polacy będą wreszcie wracali, aby pracować u siebie i dla siebie. Tym bardziej, że wskaźniki bezrobocia należą do najniższych w Unii pomimo skutków pandemii.

Po północy 31 stycznia 2020r. flaga brytyjska została ściągnięta z masztu przed brukselską siedzibą Komisji Europejskiej i umieszczona w muzeum integracji – Domu Historii Europejskiej. Dokonał się Brexit po 47 latach członkostwa Zjednoczonego Królestwa w UE. Rządzący konserwatyści z entuzjazmem przyjęli to historyczne wydarzenie: „Wreszcie przestajemy być niewolnikami”, „Od jutra stajemy się potęgą światową”- słyszeliśmy wzniosłe wypowiedzi. A jakie były reakcje z innych stolic europejskich?

Najbardziej chyba stanowczo wypowiedział się prezydent Francji Emmanuel Macron. Brexit nazwał historycznym ostrzeżeniem dla całej Europy, powinien on skłonić do myślenia o przyszłości Unii: Jaka powinna być?  Jego zdaniem, UE wymaga głębokich reform, aby stała się silniejsza i skuteczniejsza. Nie powiedział wprost, że chce federalnej Europy, scentralizowanego superpaństwa pod batutą Niemiec i Francji. Jednak wiemy jakie są dążenia prezydenta Macrona. Nie odpowiada mi taka wizja UE, ani posłom PiS w Parlamencie Europejskim. Rząd polski odrzuca koncepcje federacyjne.

Ciekawe jest stanowisko Watykanu. Arcybiskup Alain Lebaupin, do niedawna nuncjusz apostolski akredytowany przy Unii Europejskiej, ubolewał z powodu odejścia Wielkiej Brytanii, bo to strata części naszej europejskiej historii, której będzie nam brakowało. Mówił o procesie integracji europejskiej jako „drodze pod górkę”. Dlatego należy być ostrożnym, starać się, aby wszyscy wytrwali w tej drodze. Projekt europejski nie może dzielić, lecz łączyć.

Nietypową reakcję, ale dość znamienną, wyraził jeden z czołowych publicystów niemieckich na łamach brytyjskiego dziennika „The Times”. Napisał, że Wielka Brytania ma rację. Unia pod niemieckim przewodnictwem skompromitowała się przy zamówieniach szczepionki przeciw COVID – 19. „Europejczycy wyszli na głupców… w rezultacie Polska i Węgry zastanawiają się o co chodzi.” I nie tylko w tej sprawie.

Niemcy, rzeczywiście, przyłożyli rękę do kompromitacji dobrego pomysłu wspólnych zamówień szczepionek w kilku koncernach farmaceutycznych. Opóźnienia dostaw, z niejasnych zresztą powodów, wprowadziły sporo chaosu, a harmonogramy szczepień zaczęły się sypać. Utajnione treści umów, nawet dla deputowanych PE, budzą podejrzenia, a na pewno odczuwamy na sobie skutki nieudolności urzędników Komisji Europejskiej. Tłumaczenia przewodniczącej Komisji, Ursuli von der Leyen, niewiele wyjaśniają. Niepoważnie wyglądają też próby blokowania wywozu szczepionek na granicach unijnych. Wielka Brytania natomiast zamówiła preparaty wcześniej, na czas i pod dostatkiem.

Po stronie brytyjskiej, a także unijnej, nie wszyscy są zadowoleni z realizacji umowy handlowej. Gdzie są największe kłopoty?

Po wejściu w życie umowy handlowej pojawiły się duże utrudnienia na granicy brytyjskiej. Firmy transportowe zetknęły się z biurokracją, przez co wydłużyły się kolejki tirów, czas oczekiwania kierowców na odprawę trwa nieraz 15 godzin. Rybacy najbardziej uskarżają się na skutki Brexitu. Pomimo tego, że nie obowiązują taryfy celne, trzeba wypełniać deklaracje celne ze stawką zerową, wprowadzono zaświadczenia sanitarne i dużo innych procedur administracyjnych. Procedury związane z wysyłką ryb na teren Unii przedtem trwały jeden dzień, a obecnie nawet trzy, cztery dni. A ryby to towar łatwo się psujący. Koszty eksportu wzrosły, natomiast ceny ryb spadły. Rybacy brytyjscy ograniczają nawet połowy. Cała branża spożywcza przeżywa mniejsze lub większe kłopoty z dostosowaniem się do nowych przepisów.  Wydłużający się czas dowozu towarów na Wyspy stwarza ryzyko nieutrzymania jakości i świeżości.

Polscy eksporterzy towarów rolno – spożywczych powinni dokładnie zapoznać się, jakie dokumenty są wymagane podczas kontroli granicznej, aby uniknąć niepotrzebnych oraz kosztownych niespodzianek. Na styczniowym posiedzeniu Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi PE omawialiśmy szczegółowe kwestie, które powinny być rozwiązane, takie jak: ochrona oznaczeń geograficznych i nazw pochodzenia produktów oraz zgodności z przepisami i normami UE w zakresie dostępu do jednolitego rynku. Wydaje się, że będzie potrzebne uruchomienie unijnej rezerwy ok. 5 mld euro, aby wspomóc małe i średnie przedsiębiorstwa, rolników, także przedsiębiorstwa handlowe, w adaptacji do nowych wymagań administracyjnych, sanitarnych i fitosanitarnych, wprowadzonych na granicach Zjednoczonego Królestwa.

Dziękuję za rozmowę.

                                                    

Red. M.L.

Artykuł sponsorowany

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy