Wywiad z raperem„Cirą”. Śledzikuję i zaciągam. Mój dom to Białystok

Gdy nie może zasnąć, utula go miasto. Ściera „najki” chodząc po białostockich uliczkach i zakamarkach. Czuje chłód marczukowskich stawów, obserwuje migający areszt na Kopernika, a gdzie indziej jego oczom ukazuje się pomykający duch Woropaja. Wdycha zapach wilgoci, pokrzyw i starego drewna. Bywa tam, gdzie wieje podlaski wiatr. Z sentymentem powraca na stare boisko. Śledziki, disco polo, samogonka, bułka chleba – żyje bez kompleksów, a jego miasto to Białystok. Michał „Cira” Ciruk. Raper, autor tekstów, grafik, malarz i streetworker.

Michał, jednym z powodów naszego spotkania są jeszcze ciepłe „Pocztówki z miasta B.” część druga. I zarówno ta druga część, jak i pierwsza, to bardzo białostockie albumy. Chciałoby się powiedzieć, że jest to muzyczny spacer po mieście – tym współczesnym, ale i tym, którego już nie ma.

Dokładnie tak. Już od kilku lat chodził za mną pomysł, żeby oddać swoisty hołd naszemu miastu i zrobić płytę skoncentrowaną wyłącznie na tutejszych klimatach. I kiedy dowiedziałem się, że jest możliwość uzyskania stypendium artystycznego Prezydenta Miasta Białegostoku dla młodych twórców, pomyślałem, że jest to dobra okazja, żeby zrobić tę płytę. Tak powstały „Pocztówki z Miasta B.”. Chciałbym podziękować władzom miasta, że mi zaufały. A ponieważ w sześciu utworach na pierwszej EP-ce nie udało się zamknąć wszystkich interesujących tematów, doczekaliśmy się też drugiej części. Planuję trylogię, więc przed nami jeszcze trzecia część.

Czy ta druga płyta różni się od tej pierwszej, czy jest to inne spojrzenie  na miasto i w ogóle na cały region?

Płyta na pewno różni się, jeżeli chodzi o warstwę muzyczną, bo przy pierwszej części osobą odpowiedzialną za muzykę był wyłącznie Marek Kubik. Natomiast przy części drugiej zaprosiłem już różnych producentów do współpracy.  W samym wydźwięku album jest bardziej hip-hopowy. A jeżeli chodzi o tematykę, jest podobny, ponieważ to są teksty o naszym mieście, ludziach związanych z Białymstokiem, legendach i ciekawych miejscach.

Twoje utwory są przepełnione miejscami,  historiami  i ludźmi, którzy budowali i budują klimat miasta. I kiedy słucha się tych wszystkich utworów, to wydaje mi się, że tak naprawę niewiele znamy tych historii, że wiele jest jeszcze do odkrycia. Można odnieść wrażenie, że znasz je wszystkie, a przynajmniej bardzo dużo. Czy tak jest?

Tak naprawdę dopiero dzięki pracy nad „Pocztówkami”  uczę się wielu rzeczy, zgłębiam tematy, słucham ludzi, czasami ktoś podsunie mi pomysł. Nie jestem jakimś kompendium wiedzy o Białymstoku, ale z każdą chwilą mam tej wiedzy coraz więcej i cieszę się, że mogę podzielić się nią z innymi. Na przykład kawałek o Andrzejku,  który jeździł autobusami. Jest to postać, którą kojarzy większość z nas i spora część osób natknęła się na tego człowieka. Ja też miałem okazję spotkać go parę razy, zamienić kilka słów. Ale jeżeli chodzi już o Zenka Borowskiego, 13-letniego harcerza, który zginął, bo ratował polskie książki, to nie jest to tak znana historia. I dobrze, że można ją nagłośnić. Oczywiście sam film o Zenku jest dobrą lekcją historią. Dodatkowo mój kawałek, dzięki któremu więcej osób może zapoznać się z tą postacią.

Czy to był trudny utwór?

Jeżeli chodzi o jego napisanie, to tak. Przeniesienie się w czasy II wojny światowej, wczucie się w postać tego chłopca wymagało sporo czasu i natchnienia, które nie przychodzi zawsze na zawołanie. Niewątpliwie był to kawałek nad którym pracowałem najdłużej jeżeli chodzi o drugą część „Pocztówek” . Takim największym komplementem było pochlebstwo ze strony kolegi Zenka Borowskiego, który podczas premiery płyty wstał i krzyknął do nas z pierwszego rzędu: „Panowie rapierzy, to do was ta sceny należy!”. Wtedy zrobiło mi się ciepło na sercu. Utwór był trudy do zrobienia, ale wiem, że było warto.

Dostrzegasz ludzi, których niby znamy, mijamy, ale o których tak naprawdę wiemy mało albo nic. Mam tu na myśli Andrzejka, o którym już wspomniałeś, a który jeździł białostockimi autobusami. Nie wszyscy wiedzą, że miał wybitnych rodziców. Jego ojciec, pan Stanisław Bukowski, był architektem, a mama – pani Placyda, utalentowaną malarką.

Faktycznie, dla mnie ta wiedza też nie było oczywista od początku. Dopiero koleżanka powiedziała mi, że Andrzejek, to nie tylko on, ale właśnie jego utalentowani rodzice. I to było też powodem, dla którego ten kawałek powstał. Pan Stanisław, który zaprojektował wiele ważnych białostockich budynków oraz mama Andrzejka, która była wrażliwą malarką. A Andrzejek to już część Białegostoku, legenda.

Białoruski grajek z Suraskiej, Młynowa i wiele innych mniejszych uliczek, stawy na Marczuku, białostockie ryneczki – Jurowiecka, Kawaleryjska . Czy Twoje utwory to próba zaklinania tego, co ucieka?

Myślę, że w pewnym stopniu tak. Lubię spacerować białostockimi uliczkami – Młynową, Mohylowską, Żółtą –  to jest niepowtarzalny klimat, tam czas się nieco zatrzymał. I trochę szkoda, że tych starych domów, zapachu wilgoci, tego mikroklimatu, jest coraz mniej.  Dobrze, że chociaż w swoich utworach mogę to utrwalić.

A śpiewna mowa wyssana z mlekiem matki, czy jak to też nazywasz, podlaskie pogwarki. Jesteś dumny, ze swojego, z naszego, śledzikowania i zaciągania?

Faktycznie popełniam te błędy, ale nie wstydzę się tego jakoś szczególnie. Śpiewna mowa i to śledzikowanie nie jest powodem do wstydu. Niektórzy wynoszą swoje slangi, dialekty na piedestał i myślę, że my też nie powinniśmy się tego wstydzić. Kiedy koncertuję w różnych miejscach Polski i spotykam kolegów raperów,  to czasami żartują sobie ze mnie, ale zawsze przybiera to tę przyjazną formę.

„Kiszka, babka, placki, kartacz, kto nie pije, z tego partacz” – nawiązując do jednego z Twoich kawałków, chciałabym zadać Ci pytanie – samogonka, czy berbelucha?

Samogonka to jeden z moich ulubionych trunków. I pozwalam sobie jej skosztować, kiedy jestem na takiej swojskiej imprezce. Do tego takie przysmaki, jak kiszka ziemniaczana, czy kartacze. Swojskie jadło i samogonka  – jak najbardziej!

Gdybyś miał powiedzieć, czym jest dla Ciebie Białystok, Podlasie?

Trudne pytanie. Na pewno jest moim domem i miejscem, z którym jestem związany emocjonalnie. Bardzo lubię podróżować i wyjeżdżać, ale kiedy wracam, przekraczam mury miasta, to w sercu robi się cieplej. I lubię to miasto, mimo, że czasami mnie wkurza i niektóre rzeczy mi nie pasują, ale i tak nie zamieniłbym go na żadne inne.

Powiedziałeś wkurza, ale chyba też inspiruje?

Te rzeczy, które wkurzają, potrafią być inspirujące. Tematów na utwory jest sporo. Na co dzień pracuję z bezdomnymi, więc siłą rzeczy dużo spaceruję. Obserwuję, jak Białystok się zmienia, jak się rozrasta, jak te stare domy są wypierane przez nowoczesne budownictwo. Dużo też rozmawiam z ludźmi, szczególnie starszymi, od których dowiaduję się nowych rzeczy o Białymstoku.  Śledzę też to, co dzieje się w naszym lokalnym sporcie. Staram się być dumnym białostoczaninem!

Cały wywiad do obejrzenia tutaj

Red. Marta Śliwińska

Fot. Podlaskie24.pl/Facebook

0 0 votes
Article Rating
  • Lider nowy

Powiązane artykuły:

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Partnerzy